niedziela, 17 marca 2013

Rozdział 8.


      Minęło kilka dni. Cały czas siedziałam w domu oglądając TV, siadając przed laptopem albo rozmawiając z Allan'em. Pisałam czasem z Avalon lub Chad'em, jednak te wiadomości ograniczyły się do pytań typu 'Co u Ciebie'. Czułam się dziwnie. Bardzo chciałam, żeby Matt zadzwonił do drzwi, nawet po to, żeby pożyczyć jakąś cholerną szklankę cukru. Wiem, idiotyczne. Tego dnia postanowiłam w końcu gdzieś wyjść. Na imprezę? Nie. Odpuszczę. ''Wyjdę na miasto, tak będzie najlepiej, albo do Avalon.''- pomyślałam i od razu zwlekłam się z mojego dużego łoża. Półprzytomna doszłam do szafy, wzięłam białe shorty, czarną koszulkę i zwykłe 'baletki'.

      Ubrałam się szybko i ruszyłam do toalety. Warga prawie się zagoiła, a siniaków nie ma. Nie dostałam żadnego pisma z policji, więc chyba jest dobrze. Przemyłam twarz lodowatą wodą, umalowałam się kredką do oczu, tuszem i czerwonym błyszczykiem. Włosy uczesałam i zostawiłam tak jak są. Nie kombinowałam z nimi, bo z tymi kudłami nigdy nie mogłam się dogadać!
Humor mi się poprawił. Zeszłam na śniadanie. Jak zwykle wszyscy domownicy czekali z posiłkiem. Urocze.
- Dzień dobry.- powiedziałam radośnie, wywołując lekki szok u chłopaków.
- Witamy, witamy.- uśmiechnął się Dylan. Usiadłam na swoim 'stałym' miejscu. Zaczęłam pałaszować kanapki, zapewne zrobione przez wybitnego Logana. Podziękowałam za posiłek, wzięłam swój telefon z szafki w salonie i  schowałam urządzenie do tylnej kieszeni shortów.
- Idę dzisiaj do Avalon. Będę późno, chyba.- oznajmiłam chłopakom i widząc zadowolone miny na ich ryjkach, wyszłam. Cieszyli się, że wychodzę. Ostatnio byłam jak zombie. 
   Zapukałam do drzwi sąsiadki. Otworzył mi Matt. Bez koszulki, w dresach, z pudełkiem lodów waniliowych w dłoniach. Taki widok mogłabym mieć codziennie. Oparł się o futrynę drzwi.
- Nie wyprowadzasz Loli?- zapytał złośliwie. Zadarłam głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Poradzi sobie. Jest Avalon?- zmieniłam szybko temat.
- Wchodź.- powiedział tym swoim aksamitnym głosem przepuszczając mnie w drzwiach. Weszłam.
- U siebie?- zwróciłam się do niego przez ramię.
- Chyba śpi.- wzruszył ramionami. Niezauważalnie uniósł prawy kącik ust. W tym samym momencie z góry zbiegł mały Jaremie.
- Nath!- krzyknął i przytulił się do mnie.
- Hej, Maluchu.- odwzajemniłam gest. 
- Waszych rodziców nie ma? Znaczy mamy- zwróciłam się do Matt'a siedzącego wygodnie na sofie.
- Wyszła godzinę temu.- uśmiechnęłam się pod nosem. Pogładziłam Jaremie'go po włosach i skierowałam się do pokoju Avalon. Uchyliłam ostrożnie drzwi. Rzeczywiście spała. 
- Oj, będziesz miała naprawdę niemiłą pobudkę.- szepnęłam i szybko, po cichu zbiegłam na dół. Znalazłam kuchnię, wyjęłam z szafki duży garnek i napełniłam zimną wodą. Z naczyniem z powrotem powędrowałam do przyjaciółki. Weszłam z hukiem, ale nie obudziła się.
- Sama się prosiłaś.- wzruszyłam ramionami i wylałam wodę na twarz dziewczyny. Reakcja była natychmiastowa. Wyskoczyła z łóżka jak oparzona i zaczęła drzeć się wniebogłosy. Ja natomiast nie mogłam pohamować śmiechu.
- TY!- krzyknęła wskazując palcem w moją stronę. 
- No ja, ja.-  powiedziałam złośliwie i widząc jej wkurzoną minę szybko wybiegłam z pokoju. Planowałam zbiec po schodach i się gdzieś schować. Jednak spotkałam Matt'a na drodze i lekko mówiąc staranowałam chłopaka. Kiedy byłam już przy przedostatnim drewnianym schodku zahaczyłam się, nie wiem jak i o co, i wpadłam prosto na Matt'a , który chciał wchodzić! W rezultacie oboje upadliśmy na ziemię, w dodatku to on leżał na mnie. Myślałam, że spalę się ze wstydu. Byłam pewna, że uznał mnie za niezdarę. I pewnie stałam się jeszcze bardziej czerwona. 
   Chłopak zaczął się śmiać, ale nadal nie podniósł się. 
- Złaź- burknęłam.
- A jeżeli nie? Przecież to ja mam władzę.- powiedział ruszając brwiami.
- Ta, właśnie. Złaaaaaź...- jęknęłam. Byliśmy blisko. Czułam się inaczej. Mrowienie w brzuchu, miły dreszcz. Jak nigdy dotąd. Mówię poważnie, jak nigdy dotąd.
- Chcę coś w zamian- zażądał patrząc prosto w moje oczy. Byłam pewna, że teraz przypominam wielkiego, czerwonego pomidora! Chyba całą sytuację uratowała Avalon! Zbiegła na dół nadal półmokra. Zamiast krzyczeć, zaczęła się śmiać.
- Matt, jak ja cię kocham!- mówiła między śmiechem.
- Wyglądacie urooczoooo...- przeciągała samogłoski. Stwierdzenie, że uratowała sytuację nie było trafne.
- Tak jak ty z mokrym łbem.- odgryzł się Matt. Oboje zaczęli się śmiać. Trochę skrępowana położyłam dłonie na klatce piersiowej chłopaka.
- Koniec zabawy, kolego. Złaź.
Nic nie powiedział. Spojrzał mi w oczy i wstał ze mnie. Pomógł mi się podnieść i poszedł do kuchni.
- Nie wierzę!- szepnęła Avalon podekscytowana. - Spłoszył się!
- Co?- nie mogłam jej zrozumieć.
- No Matt. Spłoszył się. Dobra, nieważne . Później wszystko złożę w całość. A teraz tu przyszłaś i cię nie wypuszczę!
- No OK.- powiedziałam uśmiechając się szeroko. Nie podobała mi się ta gadka o spłoszeniu, ale nadal czułam ten dreszcz i mrowienie. To było takie irytujące i przyjemne zarazem. Chciałam zadać pytanie Avalon, jednak przerwał mi telefon. Wyjęłam go z kieszeni. Przyjaciółka wyrwała mi komórkę i odebrała.
- Słucham? Nie, to nie Nathalie. No przekażę. Jasne. Tak. W porządku. No nie wiem... Spoko! Czekamy.- zakończyła rozmowę.
- Kto dzwonił?- dopytywałam się nie chcąc usłyszeć jego imienia.
- Jakiś Tade z  serduszkiem. Mam ci przekazać, że Cię kocha i że niedługo będzie w Los Angeles.- powiedziała promiennie. Zamarłam. Skierowałam się na kanapę. Myślałam, że zemdleję. Przecież to właśnie od niego chcę odpocząć! Schowałam twarz w dłoniach. 
- Mówił za ile przyjedzie?- spytałam niewyraźnie.
- No tak. Powiedział, że w nocy będzie w LA.- jęknęłam. 
- Powiesz  mi w końcu kto to był?- Avalon usiadła obok mnie. Nie mogłam dalej tłumić w sobie tego wszystkiego.
- Tade. Mój były od jakichś dwóch tygodni. Złapałam go z moją młodszą siostrą na zdradzie, w intymnej sytuacji. Dlatego wyjechałam. Megan zawsze mi to robi, zawsze odbiera facetów i udowadnia, że jest lepsza.- powiedziałam na jednym tchu.
- O cholera.- powiedziała przyjaciółka po dłuższej chwili milczenia.
- Co za skurwiele!
- Cii...- szepnęłam.- Nie chcę, żeby Matt usłyszał. Wolę, żebyś na razie tylko ty wiedziała. W końcu nie ma nic fajnego w byciu zdradzoną.
- Rozumiem. Ale to nic złego. Nie powinnaś tego tak ukrywać przed wszystkimi.- położyła dłoń na moim ramieniu.
- Nieważne. Teraz muszę nastawić się na rozmowę. On tak łatwo nie odpuszcza.- powiedziałam zmartwiona.
- Kto?- z kuchni wyszedł Matt. Z nim był również zaciekawiony Jaremie. 
- Brat.- powiedziałam szybko, w tym samym czasie Avalon zdążyła wymamrotać jakieś imię. Matt nic nie odpowiedział. Wpatrywał się to we mnie, to w przyjaciółkę.
- Brat Nathalie nie odpuszcza i musi ona iść razem z nim do... Do lekarza.- wymyśliła. Spojrzałam na nią z politowaniem.
- Lekarza?- powtórzył Matt.
- Nooo tak.- potwierdziłam i spojrzałam błagalnie na Avalon.
- Robimy sobie maraton filmowy?- przejechała wzrokiem po każdym z nas. Pokiwałam szybko głową.
- Jakieś romansidła?- skrzywił się Matt rzucając się na kanapę. Jaremie pobiegł na górę, zapewne do swojego pokoju.
- Romansidła?- zaśmiałam się. 
- No te wszystkie wzruszające rzeczy które doprowadzają Was do płaczu.- westchnęłam.
- To idziesz na to, czy nie?- zniecierpliwiła się Avalon stojąc przy nim z rękami na biodrach.
- Jasne.- wyszczerzył zęby.
- W takim razie oglądamy 'Paranormal Activity 4', co wy na to?- nie, tylko nie to. Nienawidzę takich filmów!
- A co powiesz na maraton sagi 'Zmierzchu'?- poruszyłam brwiami, próbowałam przynajmniej.
- Z Lautnerem? Idę na to!- pisnęła radośnie na co Matt jęknął.
- Serio? Wampiry?
- Co ci się nie podoba w wampirach?- naskoczyła na niego. Chyba na serio spodobała jej się propozycja 'Zmierzchu'.
- Dobra, wyluuuzuj.- rzucił żartobliwie.
- Przynajmniej się ponabijam.- dodał ciszej.
- W którym pokoju jest najciemniej?- zapytałam zwracając się do Szatynki.
- W moim.- odpowiedział mi Matt. 
- Po co ci ciemność?- dociekiwała Avalon.
- Nastrój.- wyszczerzyłam się. 
- To wy idźcie przygotować jakieś przekąski, a ja idę znaleźć filmy, pozasłaniać okna itp.- powiedziała i tyle ją widziałam. Matt wzruszył ramionami i powędrował do kuchni. Poszłam za nim, trochę skrępowana.
- To co robimy?- zapytał szperając w czerwonych szafkach. Wyjmował poszczególne smakołyki. Spojrzałam na niego z politowaniem.
- Ty się w ogóle nie znasz na kuchni.- stwierdziłam patrząc na słone paluszki, które szykował. Wsadzał je jakiegoś ciasta.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.- burknął ledwie słyszalnie, ale żartobliwie.
- Czyżby?
- Udowodnić?- odwrócił się z szerokim uśmiechem i oparł o blat. Skrzyżowałam ręce na piersi i wzruszyłam ramionami. Usiadłam przy okrągłym stoliku i zaczęłam wpatrywać się w chłopaka. Z lekkim uśmiechem powyjmował kolejne rzeczy. Na sporej wielkości tacę włożył kilka opakowań żelek, 2 paczki chipsów, ciastka, cukierki, to swoje ciasto z paluszkami i odłożył na stół.
- A teraz patrz na mistrza.- rzucił wyjmując składniki potrzebne do ciasta naleśnikowego.
    Zmiksował wszystko dokładnie, nastawił piekarnik i wyjął foremki na.. babeczki!
- Chyba sobie żartujesz.- mruknęłam. 
- Trochę optymizmu!- tak seksownie poruszył biodrami, myślałam, że zaraz zacznę się ślinić albo inne podobne rzeczy. Jednak uratowała mnie nieszczęsna wizja babeczek, które na pewno mu nie wyjdą. Wstałam i wyrwałam mu ciasto, które zamierzał nalać do foremek. Dodałam więcej mąki, proszku do pieczenia. Od razu zrobiło się lepsze. 
- Nathalie...- dobiegł do mnie głos Matt'a. Odwróciłam głowę w prawą stronę i dostałam mąką po twarzy!  Chciałam go udusić!
- Padło Ci na mózg?!
- Nie wiesz co to zabawa?- odgryzł się ponownie opierając o blat.
- Pokażę Ci zabawę.- rzuciłam cicho i wzięłam dwa jajka z pudełka. Zanim zdążył się zorientować, rozbiłam mu je na głowie.
- A to było nie fair!- krzyknął 'strząsając' tą papkę. 
- Sam zacząłeś. 
- Ale mąką!- zaśmiałam się.
- Nie przeżywaj. Kto by pomyślał, że taki Matt nie potrafi się bawić.
- Ja nie potrafię?- powiedział kpiącym tonem.
- Nie. Święta wróżka z Nibylandii. Chyba tylko Ty tu jesteś.- zażartowałam. 
- Rewanż.- uśmiechnął się szeroko. Nie wiedziałam co zamierza. Zjechał ręką po blacie, chwycił karton mleka i wylał mi na głowę. Gdybym nie próbowała zrobić uniku, pewnie miałabym mniej mokre włosy. Wiedziałam, że nie puszczę mu tego płazem. Dlatego chwyciłam za bitą śmietanę. Matt uciekał po kuchni, ja za nim z pryskającą bombą w sprayu. Miała być do przystrojenia babeczek, trudno.
- Ale z ciebie ciacho z kremem!- rzuciłam patrząc na niego. Prawie cały był w bitej śmietanie. Uświadomiłam sobie, że ten tekst był zupełnie do mnie niepodobny. Chłopak mimo to uśmiechnął się. 
- A co tu się dzieje?- w łuku kuchennym stanęła Matka Matta. Chciałam zapaść się pod ziemię. 
- Dzień dobry.- pomachałam jej mimo wszystko. Jednak nie chciałam mieć kłopotów. Spojrzeliśmy po sobie z Matt'em.
- To on zaczął!
- To ona zaczęła!- krzyknęliśmy w tym samym czasie wskazując na siebie palcami. Jak dzieci. Theresa zamiast wywołać furię, wpadła w napad śmiechu.
- Jasne. I tak o b o j e to posprzątacie.- machnęła ręką.
- Wpadłam tylko na chwilę. Zabiorę Jaremie' go do cioci. Dawno się nie widziałyśmy. Może zostaniemy na kilka dni.- powiedziała radośnie i zniknęła za ścianą.
- 'To ona zaczęła'!- zaczęłam przedrzeźniać chłopaka.
- Kiedyś to dokończymy. 
- To obietnica czy groźba?- zapytałam wyszczerzając zęby.
- Oba.- starał się powiedzieć poważnie. Bez słowa zaczęliśmy sprzątać. W miłej ciszy układaliśmy pozostałości z produktów. Większość i tak wyrzuciliśmy. Po kilku minutach wszystko było w 'idealnym' stanie. Akurat z góry zeszła Avalon z Theresą i Jaremie' im. 
- Oni zawsze coś odwalą.- stwierdziła rozbawiona naszym wyglądem. 


- Dobrze. To my jedziemy. Proszę, nie rozwalcie domu pod moją nieobecność.- 'przestrzegła' Theresa, pożegnała się przyjaźnie i razem z bratem bliźniaków wyszła z domu. Okazało się, że wyjeżdża na tydzień, chociaż niedaleko. 

- Tydzień bez mojego przyszłego męża..- stwierdziłam udając smutną.
- Chyba śnisz. Przykro mi, możecie być co najwyżej przyjaciółmi.- Avalon powiedziała tonem jaki zawsze używała Mama, zanim zaczęła harować jak wół. 
- Tak? Jeszcze zobaczymy.- skrzyżowałam ręce na piersi i uniosłam dumnie głowę. Jak na komendę zaczęłyśmy się śmiać.
   W tym samym czasie po schodach zszedł Matt. Ja musiałam czekać, zanim pan najważniejszy wykąpie się po bitwie na jedzenie. Zszedł bez koszulki. Hamowałam się, żeby nie przygryźć dolnej wargi. To był jakiś Adonis! Nagle coś mi się przypomniało.
- O matko! Piekarnik!- wrzasnęłam i zerwałam się z kremowej kanapy pędząc do kuchni. Chwyciłam jakąś rękawicę i otworzyłam piec. Przekręciłam kółkiem. Zdążyłam chyba w ostatniej chwili. Cała kuchnia zaniosła się dymem. Wyszłam stamtąd kaszląc. 
- Przecież to mogło się zapalić!- Avalon zaczęła przeżywać. - Nic Ci nie jest?
- Spokojnie. Wszystko w porządku. Po prostu trzeba otworzyć okna i poczekać chwilę. Nie panikuj na zapas. - położyłam jej dłoń na ramieniu. 
- Zamówisz pizzę? Z naszych babeczek nic nie zostało.- zwróciłam się do Matt'a. Pokiwał twierdząco głową i zniknął w innym pomieszczeniu. 
- Idę się umyć.- oznajmiłam patrząc na Avalon. Nadal miałam na sobie mąkę, śmietanę i mleko. 
- OK. Naszykowałam Ci ubrania.- uśmiechnęła się. - Łazienka jest na górze. Na końcu korytarza.


    Wparowałam pod prysznic chcąc jak najszybciej zmyć z siebie pozostałości bo 'pieczeniu babeczek'.

''Od razu lepiej''- przeszło mi przez myśl, kiedy tylko wyszłam z kabiny. Przetarłam się ręcznikiem i wzięłam naszykowane przez Avalon ubrania. 
- No ja ją zabiję.- stwierdziłam oglądając piżamkę w misie, w dodatku w cudownym różowym kolorku. Nie miałam innego wyjścia. Włożyłam nową bieliznę, piżamę i przejrzałam się w całkiem dużym lustrze. Uśmiechnęłam się do krzywo do własnego odbicia i wyszłam z łazienki. Szybko znalazłam się na dole. Avalon z Matt'em zaciekle o czymś dyskutowali. Kiedy mnie zobaczyli Avalon ledwo hamowała śmiech.
- Uroczo.- skomentował Brunet. 
- Ta. Cudownie.- powiedziałam ironicznie.
- To taki rewanż za pobudkę.- oznajmiła przyjaciółka. Jęknęłam, a ktoś zaczął dobijać się do drzwi.
- A teraz grzecznie pójdziesz otworzyć.- wyszczerzyła zęby.
- Ooo, na pewno nie.- zaoponowałam szybko.
- Przecież to tylko dostawca pizzy. 
- A może to będzie Robert Pattinson?- zażartowałam pytającym tonem.
- To powie, że wyglądasz 'uroczooooo'- uśmiechnęła się.
- OK. Idę - machnęłam na nią ręką. Leniwie ruszyłam do drewnianych drzwi. Osobnik za nimi cały czas pukał i dzwonił. Otworzyłam i przeżyłam szok, łagodnie mówiąc!
- Tade?!

                                                           ***

Witam, witam.
Spodziewaliście się Tade'a?
Mam nadzieję, że pod rozdziałem znajdą się komentarze, ponieważ nie wiem czy ktoś czyta opowiadanie, czy też nie.
Rozdział z dedykacją. Dla Igi i Michasi, bez których nie pisałabym dalej.
Hm.. To chyba tyle. Jutro do szkoły, no cóż. Po tygodniowym odpoczywaniu.
OK. Do następnego! 

4 komentarze:

  1. Super rozdzial! Czekam na nastepny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie spodziewałam się Teda. Co ten [cenzura] on od niej chce -,-"
    Nie dasz mi ogarnąć domu, prawda?
    Tak poza tym : 8 rozdział? ;o
    To serio chyba dzisiaj przecholowałam z czytaniem xd
    Słodkie było z Mattem <3

    serce-smierci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Podzielam entuzjazm Aleksji.
    Świetnie piszesz! Znakomity rozdział!!
    Rozwaliłaś mnie z tym Mattem. Chcę więcej, czyli czytam dalej... ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. super rozdział i w końcu jakaś akcja z Mattem <3

    OdpowiedzUsuń