środa, 27 lutego 2013

Rozdział 5.


- Moi rodzice rozwiedli się tydzień po moim urodzeniu. Podzielili między sobą wszystko, na co pracowali. Później ojciec znalazł sobie jakąś lalę, i stała się dla niego najważniejsza na świecie- Avalon mówiła szybko przejeżdżając przez kolejne dzielnice- Mam młodszego brata, ma 6 lat- uśmiechnęła się- a ta dzisiejsza akcja wytrąciła mnie z równowagi. W pewnym sensie to możliwe, ale z drugiej strony strasznie dziwaczne. Przez dziewiętnaście lat go ukrywali, bo mama chciała t y l k o mnie? - filozofowała, a ja zastanawiałam się razem z nią.
- No to rzeźnię czas zacząć. - powiedziała parkując przed swoim domem.- Chcesz iść się odświeżyć? Chociaż wiesz, wolałabym, żebyś od razu poszła ze mną.- zrobiła minkę zbitego psa. Uśmiechnęłam się lekko, wystukałam sms-a do brata.
Sorki, bracie. za jakis czas bede w domu. przesluchanie odlozyli chociaz nie wiem czemu
jestem u Avalon i nie martw sie, wszystko w porzadku
- OK. Chodźmy.
- Dziękuję.- powiedziała z uśmiechem. Ruszyłyśmy do drzwi.
        Już od progu słychać było podniesione głosy. Czułam, że jestem tutaj zbędna, ale Avalon strasznie zależało, poza tym bratałam nadzieję na nową przyjaźń. 
- Nie twierdzę, że Cię nie chciałam. Ja po prostu ... Sama nie wiem, co wtedy myślałam.- do moich uszu dobiegł kobiecy głos, zapewne mamy Avalon. Spojrzałyśmy po sobie i ostrożnie weszłyśmy w głąb domu. Był bardzo przestrzenny, urządzony głównie w jasnych kolorach i odcieniach. Salon miał śliczny kremowy kolor. Od jasnej kanapy z białą narzutą i również jasnego stolika odznaczał się duży kominek z ciemnobrązowymi kafelkami. Elegancko, szykownie i nowocześnie.
- Witaj, Avalon. Nie powinnaś przyprowadzać koleżanki. To są sprawy rodzinne.- powiedziała 'na powitanie' Blondynka siedząca obok ojca Avalon.
- To moja przyjaciółka. Ty też nie należysz do rodziny, więc się nie wymądrzaj.- wycedziła dziewczyna. 
- Avi, kochanie. Spokojniej.- Mama Szatynki podeszła do nas.
- Theresa. Miło mi.- kobieta o ciemnych, brązowych włosach i jasnej karnacji podała mi rękę. Uścisnęłam ją.
- Nathalie, mi również miło poznać.- wysiliłam się na uśmiech.
- To jest Diana, Jack i mój drugi syn, Matt.- wskazała dłonią na pozostałych. Każdemu uścisnęłam rękę. Gdy podchodziłam do Matt'a, chłopak wstał, a mi serce chciało wyskoczyć z piersi. Przyglądał się chwile moim śladom po bójce, teraz żałowałam, że robiłam takie pierwsze wrażenie przy nowo poznanych osobach. Uścisnął po chwili moją dłoń, po czym ponownie usiadł.
- A skoro mowa o synach.. Ktoś widział Jaremie' ego?- Theresa spojrzała po każdym z 'zebranych'.
- Tu jestem!- z innego pomieszczenia wybiegł mały chłopczyk. Naprawdę słodkie dziecko. Przystanął chwilę wpatrując się we mnie. 
- Cześć, będziesz się ze mną bawić?- spojrzał zadzierając głowę do góry błagalnym spojrzeniem.
- Postaram się, Maluchu. Jestem Nath.- zwierzbiłam mu włosy.  
- Wszyscy poznani. -uśmiechnęła się Avalon. - Teraz niech ktoś, do diabła, mi powie jak to możliwe, że mam brata, drugiego?!- usiadła na kanapie naprzeciw Matt'a, Diany i Jack'a. Theresa usiadła obok niej, podążyłam za ich śladem. Mały Jaremie wparował do mnie na kolana i oplótł ręce wokół mojej szyi.
- Jaremie, zachowuj się.- upomniała go mama. 
- Nie, w porządku. Nie przeszkadza mi.- powiedziałam łagodnie, kobieta uśmiechnęła się i zaczęła wyjaśniać sprawę.
- Sama się zaskoczyłam, kiedy urodziłam bliźniaki. Przestraszyłam się, chciałam oddać jedno z was do adopcji, zostawić w szpitalu. Ale nie mogłam, nie potrafiłam. Jack wcześniej już znalazł sobie Dianę i złożył papiery rozwodowe. Zdenerwowana wcisnęłam mu Matt'a. Zaczął kontaktować się ze mną dopiero w wieku 15 lat. Postanowiliśmy zostawić to w ukryciu przed tobą, Avalon, ale dzisiaj na policji nie spodziewaliśmy się ciebie.- zapadła cisza. Wszyscy, włącznie ze mną, wpatrywali się z Avalon.
- Przykro mi, przepraszam.- powiedziała cicho Theresa.
- Ja również.- dodał Jack.
- To trochę dziwne, owszem. Ale nie mam wam tego za złe. Sama nie wiedziałabym jak postąpić, nie mając wsparcia. A poza tym lepiej że dowiedziałam się w taki a nie inny sposób.- przemówiła Avalon. Każdy się rozpromienił.
- Mam braciska?- wyseplenił Jaremie przysłuchujący się rozmowie.
- Mamy braciszka.- stwierdziła Avalon.
- A Nath to moja siostrzycka, druga siostrzycka.- wszyscy się zaśmiali.
- Spodobałaś się mu.- uśmiechnęła się Avalon. Odwzajemniłam gest.
- Może pogadamy?- dziewczyna po raz pierwszy zwróciła się do Matt'a. Chłopak pokiwał twierdząco głową.
- Nathalie, Ty też.- stanowczo stwierdziła. Delikatnie zdjęłam Jaremie'ego z kolan i podążyłam za nimi na górę krętymi schodami. Mały chłopczyk ruszył za nami.
- Może powyjmujesz zabawki, a później ja je obejrzę?- zapytałam.
- Jasne!- rzucił promiennie i pobiegł do jakiegoś pokoju. Razem z bliźniakami weszłam do pomieszczenia odmiennego od reszty domu. Był praktycznie cały pomarańczowy, z brązowymi meblami. Wielkie łóżko stało na środku pokoju, pościelone na szybko. Usiedliśmy na nim w wąskim kółku.
- Ja się tutaj czuję zbędna, Avalon. Może pójdę do Jaremie'ego?- zapytałam.
- Nie ma mowy. Zostajesz.- stwierdziła surowo. Uniosłam ręce w geście poddania się, a Matt zaczął się śmiać. 
- Zostań, bo jeszcze cię zabije.- szturchnął mnie lekko w ramię.
- No właśnie. Teraz poważnie. Co robiłeś na policji?- Avalon mówiła już przyjaźnie. Chłopak się zaśmiał, po raz kolejny. 
- Taka trochę gówniana sprawa.- powiedział przeczesując włosy palcami. - Razem z kumplami chcieliśmy zabalować, początek wakacji i urodziny najpopularniejszej laski w szkole. Nie podobało nam się, to zmieniliśmy klimaty. Zaczęliśmy wciągać, a mnie wcisnęli marychę pod kurtkę. Później zjawiła się policja i jak chcieliśmy zwiać to nas złapali.- uśmiechnął się krzywo.
- Paliłeś marihuanę?
- Tylko przechowywałem. A wy co robiłyście na komisariacie?- długo czekał na odpowiedź. Ja wymyślałam jakieś bezsensowne kłamstwo, ale Avalon postanowiła powiedzieć jak było.
- Znasz może Reachel Williams?
- Znam.- powiedział natychmiast.
- No to Nathalie się z nią pobiła, lekko mówiąc.- wyjaśniła w największym skrócie.
- Grubo.- Matt wydał się zaskoczony, później spojrzał na mnie.
- Stąd ta rozcięta warga.- bardziej stwierdził niż zapytał. 
- Tak- powiedziałam ponuro wpatrując się w jego czekoladowe, wręcz czarne oczy. Było w nich coś, co mnie przyciągało i nie mogłam się oderwać.
- Bardzo boli?
- Coś Ty! Nath przywaliła jej sto razy mocniej! Teraz Reachel nie jest już taka 'silna'. Ktoś jest od niej lepszy! - Avalon po raz kolejny weszła nam w ''rozmowę''. W głębi duszy chciało mi się śmiać z tej sytuacji.
- Nie boli. Przynajmniej nie aż tak bardzo- odpowiedziałam mimo wcześniejszej wypowiedzi koleżanki.
- Boli cię coś jeszcze, Nath. Co się stało przed przyjazdem do LA?- Avalon wwierciła we mnie wzrok.
- Nic. Zajmijcie się sobą, bo na razie wszystko kręci się wokół mnie,a w przeciwieństwie do Olivii ani trochę mi to nie odpowiada.
- Powiedz, ulży ci.
- Nic się nie stało, naprawdę. Dobra, przeproś Jaremie'go, ale muszę lecieć.
- Ale wieczorem może pooglądamy jakieś filmy?
- Może kiedy indziej. Masz tu mój numer- zapisałam jej cyferki na nadgarstku- dzwoń jakby coś się działo. 
- Może pójdziesz jeszcze do Jaremie'go, co?- zapytała.
- Gdyby był o kilka lat starszy mógłby być moim mężem, ale jednak muszę lecieć. Do zobaczenia.- uśmiechnęłam się.
- W porządku, Pa. Ale nawet nie waż się podrywać mojego młodszego braciszka!- rzuciła się na mnie. Zaśmiałam się.
- Ale drugiego zawsze możesz wziąć.- szepnęła mi na ucho, żeby Matt nie słyszał. Przewróciłam oczami i wyszłam.
- Pa!- krzyknęłam z dołu do nich.
- Do zobaczenia- powiedzieli równocześnie. 
- Do widzenia.- rzuciłam dorosłemu towarzystwu i wróciłam do domu. 
     Przeprosiłam brata, opowiedziałam mu całą historię z ostatnich wydarzeń( pomijając Megan i Tade'a) i poszłam do pokoju. Gdy tylko położyłam się na łóżku, powieki same mi się zamknęły.

                                        ***
OK.Jest 5. Rozdział miałam dodać wczoraj, ale nie wyszło. Ważne przynajmniej, że jest.
Dedykuję go Naci. xx
Następny dodam, jeżeli pod postem znajdą się jakieś komentarze. Do kolejnego w takim razie.

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 4.


 - Ta- mruknęłam.
    Avalon uśmiechnęła się i zaczęła gadać o tym nowym klubie. Wyłączyłam się po pierwszym zdaniu wpatrując się w okolice. Tak, Los Angeles w półmroku jest cudowne. 
- To tutaj - Avalon wskazała dłonią na spory budynek obkrążony przez masę młodych ludzi. Zaśmiałam się i ruszyłam z nią w kierunku klubu. Od razu zauważyłam 'znajomą' twarz. Ten Blondyn z parku w otoczeniu swoich znajomych rozkoszował się widokiem pewnej Czarnowłosej piękności wijącej się u jego boku. Ku mojemu zdziwieniu, zamiast na koniec (lub początek) kolejki, skierowałyśmy się właśnie do tej grupy.
- Siemka!- radośnie powitała ich Avalon- Poznajcie Nathalie, moją sąsiadkę.- machnęłam im ręką. 
- Dziewczyna z parku.- Blondyn uśmiechnął się i lekko odepchnął Brunetkę. Podszedł teraz do nas. 
- Tajemnicza Panna ma jednak imię.
- Owszem, ma.- odwzajemniłam uśmiech. Każdy po kolei mi się przedstawił. Wszyscy mili, lecz po minie niektórych 'pięknych' dziewczyn, poczułam się dziwnie. Zazwyczaj jak inni tak na mnie patrzyli nie denerwowałam się. 
- Skąd się znacie?- Avalon zwróciła się do mnie i Chad'a. (Blondyna z parku).
- Z parku.- odpowiedzieliśmy równocześnie. 
- Ha, ha! No proszę, proszę.- uśmiechnęła się.
- Tak żeby coś wyjaśnić, jesteśmy elitą szkoły. Wątpię, żebyś do nas pasowała.- Wytapetowana Brunetka zmierzyła mnie wzrokiem. Omal nie parsknęłam jej śmiechem w twarz. Avalon już się odzywała, ale jej przerwałam.
- Po pierwsze: są wakacje. Po drugie: nie wiesz o mnie n i c. Po trzecie: widać, że należysz do elity przez swoją tapetę na twarzy zamiast na ścianie, a po czwarte: ja  również was nie znam, wątpię, żebym chciała się z wami zadawać.- posłałam jej całusa w powietrzu i poszłam na początek kolejki mimo nawoływań Avalon.

       Wepchnęłam się pod barierkę  i grzecznie czekałam, aż ochroniarz mnie przepuści. 

- Miłej zabawy. Miłej zabawy. Miłej zabawy.- mówił szybko wpuszczając po kolei następne osoby.
      Przeszłam przez ciemny korytarz odbijający dźwięki głośników i poczułam znaną woń alkoholu i papierosów. Od groma nastolatków tańczyło ocierając się o ciebie, niektórzy siedzieli przy barze, inni przy kilku stolikach po prawej stronie. 
Skierowałam się w kierunku baru. 
- Co dla Ciebie?- barman w wieku około 25 lat zwrócił się do mnie. Otrząsnęłam natłok myśli i zastanawiałam się przez chwilę po czym uśmiechnęłam się szeroko.
- Whisky z colą. 
- Już się robi.- rzucił i zaczął nalewać alkohol do średniej szklanki z grubego szkła. Dolał trochę napoju i z uśmiechem podał mi drinka. Odebrałam dając mu spory napiwek. A co mi tam, jednego wieczoru nie zaszkodzi być hojnym. Wypiłam jednego, drugiego i dwa kolejne. 
- Pozbywasz się smutków?- barman zagadnął opierając się o bar. 
- Coś w tym stylu.- mruknęłam ponuro.
- Podać coś jeszcze?
- A co polecasz?- uśmiechnęłam się krzywo. Chłopak odwzajemnił gest.
- Mam pole do popisu.- wyszczerzył zęby i zaczął mieszać jakiś napój z czymś zupełnie mi nieznanym.
- Piekielna słodycz, raz. 
- Nazwa idealna.- powiedziałam po upiciu łyka drinka. Zazwyczaj na takich 'imprezach' upijałam się do stanu ledwo żywej, ale w obcym mieście aż głupio. Powoli zaczynało szumieć mi w głowie więc zapłaciłam za przygotowane drinki i zaczęłam obserwować bawiących się nastolatków.
- Nowa twarz. - obok mnie pojawiła się dziewczyna o krótkich, nienaturalnych czarnych włosach, mocnym metalicznym makijażu zdobiącym jasnoniebieskie oczy i stroju głównie z  podartego materiału i ćwieków. 
- Jakiś problem?- zwróciłam się obojętnym tonem. 
- Nie twoje klimaty, dziecinko. Spadaj stąd.- machnęła na mnie lekceważąco ręką. 
- Reachel, weź odpuść. Znowu się najarałaś.- powiedział barman, wyraźnie przestraszony. Uniosłam prawą brew.
- Za kogo ty się masz, żeby wyznaczać mi miejsca, gdzie są moje 'klimaty'?- zrobiłam cudzysłów w powietrzu. Zanim się obejrzałam dostałam z otwartej dłoni w polik. Strasznie piekło. 
- Dla mnie należy się szacunek, idiotko.- splunęła mi w twarz. Autentycznie splunęła, jak na jakimś zachodnim westernie. Zanim zdążyłam się otrząsnąć zacisnęłam pięść i wymierzyłam jej w twarz. Trafiłam w nos, czując niemiłe skrzepnięcie. No to będzie źle, jak się obudzi na drugi dzień. Wtedy rozpętałam prawdziwe piekło. Ciągnęłyśmy się nawzajem za włosy (choć ja miałam trudniej z tymi krótkimi kołkami), szarpałyśmy, popychałyśmy, biłyśmy w twarz, pod okiem, nawet w  oko, kopałyśmy i ta cała Reachel ugryzła mnie w nadgarstek. To było przegięcie. Z całej siły poprawiłam mój pierwszy cios, kiedy ktoś mnie od niej odciągnął. Dziewczyna wiła się z bólu, skulona w pół. Spojrzałam za siebie nadal wyrywając się z silnych ramion. Policjant. Trzymał moje ręce za plecami wykrzywiając je boleśnie. Może nie boleśnie, ale czułam nieprzyjemne szarpanie. Przez tą dziewczynę nieźle oberwałam. 
Nie odezwałam się jak Policjant prowadził mnie przez zatłoczony klub do wyjścia. Wszystko mnie bolało, dosłownie. Pierwszy (może drugi) raz wdałam się w tak poważną bójkę, jeszcze w dodatku nie wiem z jakiego powodu. 

- Ona mnie sprowokowała!- wydarłam się na łysego ( i niemiłego zarazem) policjanta, który spisywał każde moje słowo. Znajdowałam się na komisariacie, bardzo obskurnym i nieprzyjemnym. Reachel zabrali do innego pomieszczenia i prawdopodobnie zawiadomili już mojego brata. Chyba.

- I odniosła większe obrażenia? Coś mało wiarygodne, młoda damo.- pokiwał głową z dezaprobatą.
- Przecież panu mówię! Pierwsza uderzyła. Ja tylko ... Działałam w obronie własnej, właśnie. Działałam w obronie własnej.- skrzyżowałam ręce na piersi i ze spokojem wpatrywałam się w mężczyznę. Zaczął się cicho śmiać.
- No dobrze.- chrząknął.- w obronie własnej, powiadasz. Dobrze, panno Nathalie. Teraz proszę iść się doprowadzić do porządku. Następnie jeszcze raz, s p o k o j n i e j, dokończymy przesłuchanie.- westchnął i wskazał gestem salę naprzeciwko "pokoju". Stłumiłam westchnienie i poszłam do toalety, jeżeli można tak nazwać okropnie śmierdzący chlew. Stanęłam przed małym lustrem i po prostu zachciało mi się płakać. Nie chodziło o wygląd, chodziło o te wydarzenia. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, jednak szybko ją wytarłam. Wyjęłam paczkę chusteczek i zaczęłam powoli zmywać całą paciaję, którą miałam na twarzy. Rozpuściłam włosy, przeczesałam je palcami i przemyłam twarz lodowatą wodą. Miałam rozciętą dolną wargę, która wyglądała koszmarnie. Jako, że nie miałam nic więcej do dyspozycji niż chusteczki higieniczne, wyszłam z toalety. 
Na jednym z paru składanych krzeseł siedział Allan nerwowo strzelając palcami i pocierając dłonie. Obok niego Avalon kręciła małe kółeczka. Nie odzywali się do siebie. Odchrząknęłam.
- Nath! Co się stało? Nic ci nie jest? Wszystko w porządku? Coś cię boli? Może powinnaś jechać do szpitala?- brat zasypywał mnie pytaniami nie łapiąc chociażby krzty powietrza między krótkimi zdaniami. 
- Daj jej może odetchnąć, palancie! Nie widzisz jak wygląda?! Odsuń się!- Avalon wparowała między nas odpychając Allan'a. - co się właściwie stało? widziałam tylko koniec.- zwróciła się do mnie. Westchnęłam.
- Pewna dziewczyna zwana Reachel zaczęła do mnie gadać,  że mam się odnosić do niej z szacunkiem i że mam wynosić się z klubu. Później jak odpowiedziałam, że nie będzie mną dyktować uderzyła mnie i wszystko potoczyło się samo. Później policja i jestem tutaj wyglądając jak trup w najgorszym możliwym wydaniu.- wyjaśniłam.
- Reachel? TA Reachel?! O kurczę. To jest najgorsza laska z wszystkich, nawet gorsza od tej świty Olivii i Vanessy. - zamyśliła się a Allan wparował ze swoją niewyparzoną jadaczką.
- Czy ty wiesz jak się o ciebie martwiliśmy?! 
- My?- zapytałam nie będąc w stanie unosić brwi.
- Ja, Logan, Dylan. Nawet ta jędza też musiała tutaj przylecieć.- wskazał głową na Avalon, która zabijała go spojrzeniem. Och, ta dwójka jest nie do zniesienia, nawet drugiego dnia.
- Hej, Ty. Rusz swój zatroskany tyłeczek i jedź do domu. Przywiozę ci ukochaną siostrunię. No już, zanim i ty oberwiesz.- wtrąciła się dziewczyna. Nie mogłam stłumić śmiechu.
- W pewnym sensie ma rację.- przyznałam.- Jedź i nie martw się. Albo mam lepszy pomysł! Ja załatwię tutaj ten badziew, a Ty w tym czasie przygotuj wszystko na imprezę, u Ciebie.- ledwo uśmiechnęłam się, ponieważ warga dała o sobie znać.
- Nie ma mowy.- zaprotestował stanowczo.
- Braciszku, kochany mój...
- Boisz się o plazmę czy lusterko?- mruknęła Avalon. Allan spojrzał na nią złowrogo.
- Zajmij się tymi kudłami, bo ci się kołtuny zrobią.- syknął i wrócił wzrokiem do mnie.- Tylko parę osób. Jesteś okropną manipulantką.- rzucił żartobliwie. Cmoknęłam go w policzek na pożegnanie. Po chwili zostałam sama z Avalon. Bez słowa mnie przytuliła. W tym samym czasie drzwi naprzeciw nas otworzyły się i ujrzałam najprzystojniejszego chłopaka na ziemi. Był w towarzystwie rodziców (tak mi się zdaję).
- A co wy tutaj robicie?!- wrzasnęła Avalon na parę towarzyszącą chłopakowi. Nic nie odpowiedzieli, tylko wpatrywali się w dziewczynę.
- Jeszcze nie załatwiłyśmy problemu z nią- wskazała na mnie uśmiechając się przepraszająco- a wy wychodzicie sobie z pokoju w policji jeszcze z jakimś.. typem. Ktoś mi to wyjaśni?
- Naturalnie.- zwrócił się do niej mężczyzna około 40-stki. - To nie jest jakiś tam ''typ'', to twój brat.
- Ha, ha! Ależ ty jesteś zabawny.- mówiła sarkastycznie.- widzę, że na stare lata humoru przybywa.
- Mówię poważnie!- wrzasnął na nią z widocznym bólem w głosie- to twój brat, ukrywaliśmy go, ponieważ Twoja matka chciała tylko Ciebie. Więc po rozwodzie podzieliliśmy się nie tylko rzeczami materialnymi- wyjaśnił. Nie mieszając się w tą aferę odsunęłam się o kilka kroków.Avalon patrzyła na nich z niedowierzaniem. 
- Nie wierzę. Spotkamy się w domu, dobra? - mówiła spokojniej wpatrując się tępo w ścianę.
- W porządku, jak chcesz- mężczyzna otoczył silnym ramieniem jego partnerkę i ruszył do wyjścia. Chłopak stojący za nimi rzucił krótkie spojrzenie Avalon po czym powędrował za nimi.
- Niezły wkręt. 1,2,3. Mamy cię.- mówiła cicho potrząsając głową. - Dobra, chodź. Załatwimy twoją sprawkę.- puściła mi oko i weszła razem ze mną do pomieszczenia z łysym policjantem. 
- O, Panna Blake. Myślałem, że już pani uciekła. Dobrze więc- podrapał się w tył głowy. - Dalsze przesłuchanie zostawmy na następny raz. Przyślemy pani pismo, kiedy ma się pani wstawić tutaj. Jest pani wolna- powiedział z ulgą patrząc w stos papierów. Zadowolona wyszłam z komisariatu. Był świt.
-Tośmy zabalowały- Avalon szturchnęła mnie łokciem - mam prośbę. 
- Słucham?
- Pomożesz mi z tym bagnem, które czeka mnie w domu? Mamy kawałek drogi, więc zdążę ci wszystko wytłumaczyć.
- Spróbuję- uśmiechnęłam się blado.

                                                                    ***

Cześć.
Podoba się 4?
Miałam dodać wczoraj, ale była afera z rodzicami i wyłączyli mi internet. W poniedziałek do szkoły. Wrócić po miesiącu, niezła rzeźnia się szykuje.
Do następnego. 

czwartek, 21 lutego 2013

Liebster Award. !

   Na początek bardzo dziękuję użytkownikowi Funka, od której dostałam nominację. ♥

Nie wiem za bardzo na czym to polega i w ogóle, ale postaram się dostosować do zasad, o których czytałam. Wiem, że Liebster Award jest przyznawane dla blogów z najmniejszą ilością obserwatorów. Dzięki nominacji można rozpowszechnić blog. Bardzo się cieszę z mojej nominacji, ponieważ jestem tutaj krótko. :) Wiem , że nie wchodzi tutaj sporo osób, jednak może coś się zmieni, mam nadzieję.


Moje odpowiedzi na pytania. :

1. Czy chcesz by twój blog zdobył wielką sławę?


-Oj, bardzo bym chciała.
2. Jak często piszesz posty?

-Póki co posty dodaję codziennie, jednak wiem, że to się zmieni do 1-2 razy w tygodniu. :)

3. Jakie masz hobby?

-Głównie piszę następne rozdziały moich opowiadań. Również dużo czytam i rysuję.
4. Czy jesteś skrytą osobą czy wręcz odwrotnie?

-Bardziej skrytą. 


5. Co zrobisz jeśli ktoś włamie Ci się na konto?

-Nie miałam takiej sytuacji, jednak chyba zgłosiłabym to do moderatora.

6. O czym na pewno byś nie pisał/a bloga?

-Nie pisałabym o sławnych osobach. Przecież większość portali plotkarskich publikuje co chwilę 'nowinki' na temat gwiazd. :)
7. Smutek czy szczęście?

Szczęście, szczęście.

8. Włosy proste czy kręcone?

-Kręcone. *.*

9. Lubisz Justina B tudzież 1D?

-Uważam, że mają talent, osiągnęli bardzo dużo w tym co robią , dążą do wyznaczonego celu i nie poddają się. Osobiście nie jestem ich fanką, może nawet wręcz przeciwnie. Jeżeli miałabym wybierać, to wolę Justina Biebera. Świetnie śpiewa, tańczy i powinien być za to doceniany nie tępiony. :)

10. Pies czy kot? A moze rybka?

-Oczywiście, że Pies. 
11. Wolisz prysznic czy wannę ?

Długą, relaksacyjną kąpiel w wannie. 

Sorrki, ale na ten pierwszy raz nie nominuję nikogo. :)

Rozdział 3.


Obudził mnie dźwięk telefonu. Nie patrząc na wyświetlacz wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Obyś człowieku miał ważny powód, żeby budzić mnie tak wcześnie- wymamrotałam.
- Cieszę się, że odebrałaś. Całą noc próbuję się do Ciebie dodzwonić- po drugiej stronie usłyszałam głos Tade'a. Momentalnie poderwałam się z łóżka i oprzytomniałam do końca.
- Czego Ty chcesz?!
- Porozmawiać- mówił spokojnie i stanowczo.
- Nie mamy o czym.
- Owszem, mamy.
- To nie ma sensu. Wracaj do Megan, na pewno tęskni- rozłączyłam się. Znowu to samo. Znowu chce mi zamącić w głowie. 

      Podreptałam do łazienki. Przynajmniej chciałam, bo kilka razy pomyliłam drzwi. Kiedy w końcu trafiłam na właściwe uśmiech sam pojawił się na twarzy. Duża wanna i spore lustro. Uwielbiam. Nie jestem jakąś próżniaczką, ale lubię posiedzieć sobie w łazience. 


Przemyłam twarz zimną wodą, przeczesałam włosy palcami i po cichu wróciłam do pokoju. Po drodze spojrzałam na zegarek- 7:20. Jęknęłam i padłam na łóżko, jednak nie czułam potrzeby, żeby spać. 

Wyjęłam z szafy czarne rurki i białą, luźną koszulkę. Pospiesznie się ubrałam, założyłam też długi wisiorek i ponownie poszłam do łazienki. Uczesałam się, pomalowałam.  Włożyłam czarne trampki i wyszłam z domu. Nie chciałam bezczynnie siedzieć. 

     Pierwszy raz w takiej okolicy. Starałam się nie oddalać za bardzo, krążyłam w kółko, spacerowałam wokół ulicy i najbliższych zakamarków, żeby chociaż w najmniejszym stopniu zapoznać się z tutejszą okolicą. Miasto gwałtownie budziło się do życia. Powietrze zanieczyszczone, atmosfera też nie za ciekawa, ale da się przeżyć. Nie wiem ile czasu chodziłam po mieście, zobaczyłam dosyć spory park. Stała w nim również duża grupka nastolatków, w moim wieku, minimalnie starsi lub młodsi. Śmiali się, wygłupiali. Typowa młodzież.         


        Zmieniłam kierunek i poszłam w stronę tego ów parku. Nie zamierzałam zawierać nowych znajomości, ale przecież nie zaszkodzi posiedzieć na ławce kilka minut. Przeszłam koło tej grupki z uniesioną głową. Czułam na sobie ich spojrzenia. Swoją drogą, co tacy młodzi ludzie robią na mieście o najwyżej 9 rano? Trochę dziwne. Mimo wszystko, usiadłam na drewnianej ławeczce po drugim końcu parku. Wyjęłam telefon z tylnej kieszeni rurek i spojrzałam na wyświetlacz - 11. Rzeczywiście ten czas leci bardzo szybko. Miałam kilka wiadomości od Allana. Nawet nie przeczytałam, od razu usunęłam. Żeby się nie martwił wystukałam na klawiaturze krótką wiadomość:

Braciszku nie martw sie o mnie. aktualnie siedze w parku nic mi nie jest i przepraszam ze wyszlam bez slowa. to sie nazywa brak kultury, niedlugo bede!
      Schowałam urządzenie i zaczęłam obserwować ruch dookoła mnie. Wszyscy pędzą, pędzą i pędzą. Nie wiadomo po co się tak śpieszą. 
- Nie widziałem Cię tu wcześniej- dotarł do mnie głos po prawej stronie. Odwróciłam gwałtownie głowę i ujrzałam wysokiego Blondyna, o wręcz białych włosach. Jego spojrzenie było sympatyczne, ale wwiercał we mnie wzrok.  Obserwowała nas cała tamta grupka więc podejrzewam, że wysłali go tutaj.
- Spostrzegawczy jesteś- rzuciłam zadzierając głowę.
- Nie da się ukryć. To skąd Cię przywiało?
- Z Chicago-  odpowiedziałam. -Coś jeszcze?
- Też Cię lubię - zignorował moje 'ostrzegawcze' spojrzenie. - Chcieliśmy poznać nową twarz w tych stronach. Dzisiaj jest niezła impreza w klubie Inspiration Night, może wpadniesz?
- Zobaczymy. 
- To mam nadzieję, do zobaczenia... Nosisz jakieś imię?
- Do zobaczenia- wytknęłam mu język i ruszyłam w drogę powrotną. Nie mam nic do roboty, więc taki wieczór w klubie to chyba dobry pomysł. Zagadam Allan' a w którym to miejscu i przejdę się zobaczyć. 

W domu byłam ok.12.  Już od progu brat na mnie naskoczył. 

- Nath, no proszę Cię! Wiesz jak się martwiłem? Mogłaś wcześniej powiedzieć, że zamierzasz gdzieś wychodzić- znacząco gestykulował.
- Ciebie też miło widzieć, braciszku- posłałam mu uśmiech i poszłam do kuchni coś zjeść. Wzięłam sok pomarańczowy i usiadłam obok Logana.
- To z Twojej strony było niekulturalne -zaczął.
- A Ty to się lepiej zamknij- powiedziałam najsłodszym tonem na jaki było mnie stać.
- Zły dzień?
- Da się przeżyć- mruknęłam.
- Ach, tak. Słyszałem rano jak z kimś się kłóciłaś. o co chodziło?- oczy wyszły mi z orbit. Przecież mówiłam cicho, więc jak to możliwe?
- Mam pokój obok- Logan uśmiechnął się szeroko. 
- Nieładnie podsłuchiwać, skarbie- lekko szturchnęłam go w ramię i poszłam do siebie do pokoju. Wzięłam laptopa i posprawdzałam kilka maili.
19. 00 Zebrałam się i zaczęłam grzebać w szafie. Wyjęłam czarne spodenki z ćwiekami, jeansową koszulę i conversy. Nigdy nie lubiłam się stroić, ale nie chciałam wyglądać jak odmieniec.  Ubrałam się i przejrzałam się w lustrze. Masywne uda były odsłonięte, szerokie biodra. Inni by to nazwali krągłościami. Przez chwilę stałam tak w bezruchu, ale szybko się otrząsnęłam. Wyjęłam z szafy czarny pasek i przeplotłam go na nadgarstku. 

Pomalowałam się kredką, błyszczykiem i wyprostowałam włosy. Związałam je w luźnego koka, a niektóre niesforne kosmyki opadały mi na twarz. A może by tak... Zmyłam błyszczyk i zastąpiłam go czerwoną szminką. Lepiej. Uśmiechnęłam się do odbicia w lustrze, zabrałam czarną torbę i wyszłam z pokoju. Chłopcy siedzieli przy laptopie zaciekle coś czytając. Kiedy mnie zobaczyli uśmiechnęli się.
- Ładnie wyglądasz- stwierdził Logan. Odwzajemniłam uśmiech.
- Dzięki. Wiecie może gdzie jest Inspiration Night?
- Nowy klub. Jest niedaleko stąd. Przejdziesz dwie ulice na wschód i jesteś na miejscu. Nie da się go pomylić - wyjaśnił Dylan.
- Sama idziesz? - dodał Braciszek.
- Owszem, sama. I nie. Nie idziesz ze mną. Do zobaczenia- puściłam im oko i wyszłam z domu. Kiedy otworzyłam drzwi o mało co nie przeszłam na zawał. W progu stała sąsiadka. Dziewczyna o ciemnych, długich włosach.
- Idziesz do tego nowego klubu?- zapytała na powitanie. Pokiwałam głową.
- Świetnie. To chodź. Miałam cię właśnie wyciągać z domu- wyszczerzyła zęby w uśmiechu- tak na marginesie, jestem Avalon- podała mi rękę, którą bez wahania uścisnęłam.
- Nathalie.
- A więc idziemy się zabawić, Ślicznotko!
____________________________________
Cześć!
Dodałam ten rozdział, tak z dnia na dzień, ale po prostu nie mogłam wytrzymać. Jutro może dodam kolejny, a 5 nie wiem. Może w następnym tygodniu, jak napiszę następną część. Może wcześniej. Z racji tego, że mój blog odwiedza dość mało osób, proszę o jakieś komentarze. Przyjmuję krytykę.  Jeżeli pod rozdziałem znajdą się jakieś, to wtedy dodam kolejny post. No to co? Do następnego!


środa, 20 lutego 2013

Rozdział 2.


- Dziękuję- powiedziałam odbierając bagaże od miłego staruszka. Przesiadałam się z taksówek co kawałek. Od miasta do miasta, aż do Los Angeles. Po kilkugodzinnej tułaczce wreszcie mogłam odetchnąć. Jednak jeszcze nie wszystko przesądzone. Przyjechałam tutaj z Chicago, ale nie wiem jak zareaguje brat.

Victory Boulevard to strasznie bogata ulica. Wielkie domy, wille, baseny... Widać, brat zapewnił sobie byt. Szłam przed siebie z wymiętą karteczką na której widniał adres Allan' a. Pamiętam jak wręczał mi ją kilkanaście miesięcy temu. Był niespokojny, roztrzęsiony. Takiego go pamiętam. 

- Musi gdzieś być...- powtarzałam w kółko ponownie obkrążając całą ulicę. 
- Co Cię tutaj sprowadza?- odwróciłam się. W moim kierunku zmierzała długowłosa Szatynka mniej więcej w moim wieku.
- Szukam Allan' a Blake'a. - odpowiedziałam szybko i rzeczowo.
- Allan' a powiadasz... Mój jakże fantastyczny i wredny sąsiad. Chodź, to kilka domów dalej.- wskazała gestem kierunek. Poszłam za nią. 
- No więc to tutaj. Mieszkanko trzech debili.- mówiła z lekkim obrzydzeniem.
- Chwila, chwila. Trzech?!- zaśmiała się.
- Trzech, trzech. Powodzenia, Ślicznotko.- po raz kolejny przeszył mnie ten śmiech. Nie odezwałam się, ruszyłam do drewnianych drzwi kremowego domu. Wahałam się. Ostatnia okazja, żeby zwiać i miotać się po tanich motelach. Nadal niepewnie zadzwoniłam. Usłyszałam kilka hałasów, na moment ucichły.  Drzwi otworzył nieznany mi chłopak.  Bardzo przystojny. Ciemna karnacja, zmierzwione włosy i duże, migdałowe oczy. Bez przesady, dopiero co jestem singlem. No i proszę, kolejne wspomnienie Tade' a. 
- Czego dusza pragnie?- oparł się o futryne drzwi.
- Jeżeli nie pomyliłam domu to Allan'a. -odpowiedziałam. Wydał się dość zdziwiony. Jednak  po chwili odchylił głowę.
- ALLAN! RUSZ DUPE!- krzyknął w głąb domu. Nie mogłam darować sobie kąśliwości.
- Człowieku! Bębenki w uszach mi pękają. a o kulturze już nie wspomnę.- zaśmiał się. Otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale ni stąd, ni zowąd wyłonił się Allan. Zmienił się, i to o 180 stopni. 
- Cześć.- powiedziałam półgłosem. Przy nim nie potrafiłam się złościć. Widać było, że jest tak samo zdziwiony jak ja.
- Cześć.
- Bo ja... Trochę głupio tak prosić, ale wynikła pewna.. sytuacja. Nie mogę wrócić do domu...
- Chodź tu.- bez uprzedzenia przyciągnął mnie do siebie. Ten charakterystyczny zapach perfum. Uśmiechnęłam się.
- Nawet nie wiesz jak tęskniłem.- powiedział mocniej mnie tuląc. Odwzajemniłam gest. 
- To czemu się nie odezwałeś?- Odepchnęłam go lekko.
- Przecież pisałem sms-y, dzwoniłem, ale zawsze odbierała Megan. Nawet pisałem kilka listów, aż wstyd się przyznać, ale pisałem. Głównie do Ciebie.- mówił troskliwie. Mogłam się domyśleć, ale nawet nic nie podejrzewałam. 
- Nic nie dostawałam, przepraszam...- spuściłam głowę.
- Czyli...- wiedziałam o czym myśli.
- Megan.- powiedzieliśmy równocześnie.
- Ona jest wredniejsza od Ciebie.- stwierdził 'zamyślony'. Puknęłam go w ramię  i ponownie przytuliłam. 
- Chodź do środka, musimy wiele nadrobić. - uśmiechnął się, wziął bagaże i wprowadził mnie do wnętrza. 
- Tak na marginesie, jestem Logan.- upomniał się Ciemnowłosy. Cały czas stał za Allan' em. Brat wybuchł śmiechem.
- Taak. To jest Logan, który musi się we wszystko wtrącać.
- Miło poznać.- Logan posłał mi uśmiech.
- Ta, właśnie.- mruknęłam puszczając mu oko. Allan poszedł już do innego pomieszczenia, szybko ruszyłam za bratem. W salonie (tak podejrzewam) siedział jeszcze jeden chłopak, o kruczoczarnych włosach. 
- A to Dylan.- Braciszek wskazał dłonią na owego chłopaka. Momentalnie odwrócił się od telewizora. Kolejny przystojny kolega Allana. No dajcie ludzie spokój. 
- Chłopaki to Nathalie, moja siostra.
Dylan machnął mi ręką i wrócił do oglądania telewizji.
- Noo to.. Pokaż mi pokój, grzecznie się rozpakuję i pójdę spać.- uśmiechnęłam się do brata. Przyglądał mi się przez chwilę, po czym zaniósł walizki do pomieszczenia obok dużej kuchni.

Nowy pokój miał kolor krwi, z czarnymi meblami, poobklejany plakatami. Meblościanka miała podświetlane diody. Łóżko z ciemnym baldachimem. Idealnie. Szczególnie spodobał mi się wysunięty parapet  z poduszkami i świetnym widokiem. 

- Skąd ty masz takie cudeńko?- zwróciłam się do Allan' a. 
- Pokój gościnny. Wziąłem przykład z Twojego pokoju, teraz chyba byłego, no i dodaliśmy kilka szczegółów.
- Dobra, nie wierzę i tak. Ale jest zajebisty!
- I kto tutaj nie ma kultury?!- dobiegł mnie głos Logana. Zaśmiałam się w duchu.
Delikatnie wypchnęłam Brata za drzwi, zakluczyłam je i zaczęłam rozpakowywać rzeczy. Zaczęła się we mnie rodzić nadzieja, że się ułoży. Jestem w LA, z dala od Megan i jej chłopaków. Tego mi było trzeba. Jeszcze muszę powiadomić Michael. Po wypakowaniu ubrań, które w rezultacie wrzuciłam wszystkie luzem do szafy, wyciągnęłam telefon z kieszeni i wykręciłam numer przyjaciółki. 
Odebrała po czterech sygnałach. 
- Nathalie! Nie odzywasz się od jakiegoś czasu. Coś się stało?- ta to ma jak zwykle 'nosa'.
- Hej, Michael. Owszem, stało się. Zgadnij czyja to zasługa.
- Megan?
- A jakby inaczej. Znowu to zrobiła. W dodatku nakryłam ich w intymnej sytuacji.
- Żartujesz...
- Chciałabym- mruknęłam żałośnie i cicho.
- Ten gówniarz nie ma honoru.
- Gdyby tu tylko chodziło o honor. Ja go chyba kocham, kochałam - powiedziałam dość głośno.
- Wiem. Ale nie był wart i nie jest wart tego, żebyś żałowała. Weź się w garść, dziewczyno! Gdzie jesteś?
- Jestem w Los Angeles, u Allan'a - nastała chwilowa cisza.
- Porozmawiam z rodzicami i może do Ciebie przyjadę na jakiś czas. Muszę kończyć, bo mama mnie goni. Naprawdę mi przykro. Trzymaj się tam, i zacznij nowy rozdział- powiedziała promiennie. Uśmiechnęłam się sama do siebie. 
- Nie ma sprawy. Ty też się trzymaj. Paaa!
- Do usłyszenia.
   Nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Położyłam się na łóżku i wlepiłam wzrok w sufit. Po niecałych piętnastu minutach mój telefon wydał denerwujący dźwięk. Przyszedł sms-es. Spojrzałam na wyświetlacz, a ręce zaczynały się trząść. 

'1 nieodebrana wiadomość od: Tade <3''
Usunąć? Nie, muszę wiedzieć czego jeszcze ode mnie chce.
Nathalie.. Pewnie nie chcesz mnie juz wiecej widziec ale ja tak nie potrafie.
blagam cie, spotkaj sie ze mna.

Pewnie nie powinnam była, ale odpisałam.
Zapomnij- Jedno stanowcze, krótkie słowo. 
Wyślij.
Odłożyłam telefon na szafkę nocną i niezależnie od wczesnej pory zapadłam w kamienny sen.

                                                        ***

Hey. Planowałam wstawić notkę wcześniej, ale przyjechałam od babci i od razu zabrałam się za czytanie mojego ukochanego Domu Nocy. Zaczytałam się trochę, ale jestem.
Rozdział ten wielokrotnie przerabiałam, z resztą jak większość, ale jestem nawet zadowolona.
Do następnego.

wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział 1.


Mamo, Tato. 
Pewna sprawa skłoniła mnie do wyprowadzki. I to nie była zwykła błahostka. Nie chcę teraz o tym mówić, a nawet pisać. Mogłam poczekać na Was, ale po prostu wolę Wam przekazać to co mam do powiedzenia. Wyjeżdżam do Allan' a. Mam wakacje, więc darujcie sobie kazania, w dodatku 18- stka stuknęła mi jakiś czas temu. Proszę nie dzwońcie i nie próbujcie sprowadzić mnie do domu. Żeby się nie rozklejać, kończę. 
Macie kolejny ciężar z głowy, trzymajcie się i opiekujcie Megan. Jest zupełnie inna niż wam się wydaje. 
                                                                Całuję, Nathalie.
     Zakleiłam  kopertę i ostrożnie położyłam na czystej pościeli w pokoju rodziców. Nawet nie myślałam, że tak to będzie wyglądać. Robię z tej wyprowadzki wielką hecę, ale chyba tak musi być. Najgorsze, że wypłynęło to w takich a nie innych okolicznościach. 
    Poprzedniego dnia zastałam w domu nie tylko Młodszą Siostrę. Rodziców się nie spodziewałam, bo to norma, że nie ma ich w domu. Z początku wydawało mi się, że jest z przyjaciółką, ale to stwierdzenie szybko minęło kiedy zobaczyłam dobrze znaną mi parę butów. Czarne adidasy z szarymi akcentami, wersja limitowana. Widziałam tylko jedną osobę, która je nosi. Pobiegłam na piętro, ledwo co nie potykając się o własne nogi. Bez uprzedzenia otworzyłam drzwi do pokoju siostry. Najgorsze obawy się potwierdziły. Megan siedziała okrakiem na Tadzie, oboje nadzy. Nie no, pozazdrościć. Zawsze tak robiła, 'kochana' siostrzyczka po raz kolejny odbiła mi chłopaka. Teraz to bardziej zabolało niż kiedykolwiek. Wiązałam nadzieje z Tade' em. W jednym momencie wszystko prysnęło, jak bańka mydlana. 
      Oparta o mury domu czekałam na zamówioną taksówkę. Przede mną stały dwie duże walizki oraz jedna mała. Z Megan nie rozmawiałam, unikałam jej. Teraz po raz setny zalewałam się wspomnieniami z niedawnych tygodni. To wszystko wydawało się jak bajka , rzeczywiście chyba takie było. Bajka, sen... I niemiłe przebudzenie. Bardzo niemiłe. 
    Po niecałych pięciu miniutach z domu wybiegła Megan. Zauważyła mnie od razu, uśmiechnęła się szyderczo i powolnym krokiem zmierzała ku mnie.
- No proszę, proszę. Bez chłopaka, bez pracy, bez kasy, bez domu. Jestem nieziemsko ciekawa, co ty teraz zrobisz- zaśmiała się.
- Wiem czego nie zrobię. Nie będę sypiać z przypadkowymi facetami- przybrałam ten sam ton co ona. Jeszcze kilka dni temu uwielbiałam takie konfrontacje między nami, a teraz to mnie po prostu męczyło.
    Odkąd rodzice zaczęli lepiej zarabiać i stali się robotami czyhającymi na pieniądze  stałam się wredna, buntownicza i opryskliwa. Udawałam i grałam taką przed resztą świata. W domu, przy Megan również. Allan nie odzywał się od roku, nie mieliśmy z nim żadnego kontaktu. Nawet na moje osiemnaste urodziny nie przyszedł...
- Suka- syknęła Megan przez zaciśnięte zęby.
- A ja Nathalie, myślałam, że wiesz- pokazałam zęby, wzięłam walizki i wyminęłam ją. W tym samym czasie podjechał żółty samochodzik.
- Sela vie!- machnęłam ręką w stronę Megan.
- Zajmę się Tade' em!- odkrzyknęła również machając. Czując cisnące się łzy do oczu szybko podałam bagaże starszemu, siwemu panu i wsiadłam na tylne siedzenie. Nienawidzę rozmowy z nieznajomymi, więc nie dawałam owych powodów.
-Dokąd to panienka zmierza?- zwrócił się życzliwie, przekręcając kluczyk w stacyjce.
- Proszę zawieźć mnie do sąsiedniego miasta. Mam przed sobą bardzo długą drogę- odpowiedziałam szybko. Mężczyzna pokiwał twierdząco głową a ja pogrążyłam się we własnych myślach. Nie mogłam odpędzić od siebie wizji 'kochanej' siostrzyczki i Tade' a.

                                      ***

No i mamy! Następny wstawię jutro :)

Bohaterowie.

Przedstawiam Wam bohaterów. Niektórzy pojawią się wcześniej, inni później. Oczywiście to nie są wszyscy, jednak pozostałych nie dodaję. Jeżeli jednak będziecie chcieli zdjęcia poszczególnych to można pisać, oczywiście wstawię.



Nathalie ( Nath) Blake, 18 lat

                           Megan Blake, 16 lat



                              Tade Lee, 19 lat



                          Allan Blake, 20 lat


Dylan Collins, 20 lat


                          Logan Black, 20 lat



                           Avalon Fox, 19 lat 


                       Michael Wilson, 18 lat


                     Mathew (Matt) Fox, 19 lat


Chad Taylor, 19 lat


                         Reachel Williams, 19 lat



                         Vanessa Jankins, 19 lat



                        Olivia Whitman, 18 lat

                     Victoria ( Vicky) Evans, 16 lat


                        Amanda Ross, 16 lat





                           Jaremie Fox, 6 lat
                         









No to zaczynamy!


Witam!

 Postanowiłam założyć bloga, ponieważ i tak już żyję we własnym świecie. Dużo piszę i czytam, więc czemu tego nie opublikować?
  Coś o mnie. Najważniejsze już napisałam. Nie jestem jak nastolatki w moim wieku. Nie lubię tych całych ich spotkań, zabaw, wypadów do kina lub na lodowisko. Mnie to nie kręci. Najlepiej zaszyłabym się w ciemnym pokoju pod kołdrą, wzięła latarkę i czytała. Od początku roku szkolnego trochę się zmieniłam, na gorsze rzecz jasna. Nie jestem jedną z najgrzeczniejszych dziewczynek, ale w szkole tego nie pokazuję. Wszystko dzieje się w domu. I to powinno wystarczyć.
  Jeżeli chodzi o sam blog. Bohaterka jest trochę opryskliwa, pyskata. Zyskuje przy poznaniu nowych osób, chociaż poznawać się nie lubi. Wzorowałam ją trochę na sobie, chociaż ona jest taka, jaką ja chciałabym być. Nie boi wygłaszać swojej opinii. Nie boi się odpyskować. Nathalie nienawidzi płakać, według niej to oznaka słabości, a ona nie chce być słaba. Więcej chyba dowiecie się z następnego postu.
   Posty. Posty będą dodawane... No na pewno nie za często. Już prawie koniec ferii, wiem, że i tak za naukę się nie wezmę, no ale prace domowe, wypracowania- to też trochę zajmuje.
  No i co? Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej o mojej osobie, o bohaterach, o dalszych losach- moje gg:
41901299. I chyba tyle.