sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 4.


 - Ta- mruknęłam.
    Avalon uśmiechnęła się i zaczęła gadać o tym nowym klubie. Wyłączyłam się po pierwszym zdaniu wpatrując się w okolice. Tak, Los Angeles w półmroku jest cudowne. 
- To tutaj - Avalon wskazała dłonią na spory budynek obkrążony przez masę młodych ludzi. Zaśmiałam się i ruszyłam z nią w kierunku klubu. Od razu zauważyłam 'znajomą' twarz. Ten Blondyn z parku w otoczeniu swoich znajomych rozkoszował się widokiem pewnej Czarnowłosej piękności wijącej się u jego boku. Ku mojemu zdziwieniu, zamiast na koniec (lub początek) kolejki, skierowałyśmy się właśnie do tej grupy.
- Siemka!- radośnie powitała ich Avalon- Poznajcie Nathalie, moją sąsiadkę.- machnęłam im ręką. 
- Dziewczyna z parku.- Blondyn uśmiechnął się i lekko odepchnął Brunetkę. Podszedł teraz do nas. 
- Tajemnicza Panna ma jednak imię.
- Owszem, ma.- odwzajemniłam uśmiech. Każdy po kolei mi się przedstawił. Wszyscy mili, lecz po minie niektórych 'pięknych' dziewczyn, poczułam się dziwnie. Zazwyczaj jak inni tak na mnie patrzyli nie denerwowałam się. 
- Skąd się znacie?- Avalon zwróciła się do mnie i Chad'a. (Blondyna z parku).
- Z parku.- odpowiedzieliśmy równocześnie. 
- Ha, ha! No proszę, proszę.- uśmiechnęła się.
- Tak żeby coś wyjaśnić, jesteśmy elitą szkoły. Wątpię, żebyś do nas pasowała.- Wytapetowana Brunetka zmierzyła mnie wzrokiem. Omal nie parsknęłam jej śmiechem w twarz. Avalon już się odzywała, ale jej przerwałam.
- Po pierwsze: są wakacje. Po drugie: nie wiesz o mnie n i c. Po trzecie: widać, że należysz do elity przez swoją tapetę na twarzy zamiast na ścianie, a po czwarte: ja  również was nie znam, wątpię, żebym chciała się z wami zadawać.- posłałam jej całusa w powietrzu i poszłam na początek kolejki mimo nawoływań Avalon.

       Wepchnęłam się pod barierkę  i grzecznie czekałam, aż ochroniarz mnie przepuści. 

- Miłej zabawy. Miłej zabawy. Miłej zabawy.- mówił szybko wpuszczając po kolei następne osoby.
      Przeszłam przez ciemny korytarz odbijający dźwięki głośników i poczułam znaną woń alkoholu i papierosów. Od groma nastolatków tańczyło ocierając się o ciebie, niektórzy siedzieli przy barze, inni przy kilku stolikach po prawej stronie. 
Skierowałam się w kierunku baru. 
- Co dla Ciebie?- barman w wieku około 25 lat zwrócił się do mnie. Otrząsnęłam natłok myśli i zastanawiałam się przez chwilę po czym uśmiechnęłam się szeroko.
- Whisky z colą. 
- Już się robi.- rzucił i zaczął nalewać alkohol do średniej szklanki z grubego szkła. Dolał trochę napoju i z uśmiechem podał mi drinka. Odebrałam dając mu spory napiwek. A co mi tam, jednego wieczoru nie zaszkodzi być hojnym. Wypiłam jednego, drugiego i dwa kolejne. 
- Pozbywasz się smutków?- barman zagadnął opierając się o bar. 
- Coś w tym stylu.- mruknęłam ponuro.
- Podać coś jeszcze?
- A co polecasz?- uśmiechnęłam się krzywo. Chłopak odwzajemnił gest.
- Mam pole do popisu.- wyszczerzył zęby i zaczął mieszać jakiś napój z czymś zupełnie mi nieznanym.
- Piekielna słodycz, raz. 
- Nazwa idealna.- powiedziałam po upiciu łyka drinka. Zazwyczaj na takich 'imprezach' upijałam się do stanu ledwo żywej, ale w obcym mieście aż głupio. Powoli zaczynało szumieć mi w głowie więc zapłaciłam za przygotowane drinki i zaczęłam obserwować bawiących się nastolatków.
- Nowa twarz. - obok mnie pojawiła się dziewczyna o krótkich, nienaturalnych czarnych włosach, mocnym metalicznym makijażu zdobiącym jasnoniebieskie oczy i stroju głównie z  podartego materiału i ćwieków. 
- Jakiś problem?- zwróciłam się obojętnym tonem. 
- Nie twoje klimaty, dziecinko. Spadaj stąd.- machnęła na mnie lekceważąco ręką. 
- Reachel, weź odpuść. Znowu się najarałaś.- powiedział barman, wyraźnie przestraszony. Uniosłam prawą brew.
- Za kogo ty się masz, żeby wyznaczać mi miejsca, gdzie są moje 'klimaty'?- zrobiłam cudzysłów w powietrzu. Zanim się obejrzałam dostałam z otwartej dłoni w polik. Strasznie piekło. 
- Dla mnie należy się szacunek, idiotko.- splunęła mi w twarz. Autentycznie splunęła, jak na jakimś zachodnim westernie. Zanim zdążyłam się otrząsnąć zacisnęłam pięść i wymierzyłam jej w twarz. Trafiłam w nos, czując niemiłe skrzepnięcie. No to będzie źle, jak się obudzi na drugi dzień. Wtedy rozpętałam prawdziwe piekło. Ciągnęłyśmy się nawzajem za włosy (choć ja miałam trudniej z tymi krótkimi kołkami), szarpałyśmy, popychałyśmy, biłyśmy w twarz, pod okiem, nawet w  oko, kopałyśmy i ta cała Reachel ugryzła mnie w nadgarstek. To było przegięcie. Z całej siły poprawiłam mój pierwszy cios, kiedy ktoś mnie od niej odciągnął. Dziewczyna wiła się z bólu, skulona w pół. Spojrzałam za siebie nadal wyrywając się z silnych ramion. Policjant. Trzymał moje ręce za plecami wykrzywiając je boleśnie. Może nie boleśnie, ale czułam nieprzyjemne szarpanie. Przez tą dziewczynę nieźle oberwałam. 
Nie odezwałam się jak Policjant prowadził mnie przez zatłoczony klub do wyjścia. Wszystko mnie bolało, dosłownie. Pierwszy (może drugi) raz wdałam się w tak poważną bójkę, jeszcze w dodatku nie wiem z jakiego powodu. 

- Ona mnie sprowokowała!- wydarłam się na łysego ( i niemiłego zarazem) policjanta, który spisywał każde moje słowo. Znajdowałam się na komisariacie, bardzo obskurnym i nieprzyjemnym. Reachel zabrali do innego pomieszczenia i prawdopodobnie zawiadomili już mojego brata. Chyba.

- I odniosła większe obrażenia? Coś mało wiarygodne, młoda damo.- pokiwał głową z dezaprobatą.
- Przecież panu mówię! Pierwsza uderzyła. Ja tylko ... Działałam w obronie własnej, właśnie. Działałam w obronie własnej.- skrzyżowałam ręce na piersi i ze spokojem wpatrywałam się w mężczyznę. Zaczął się cicho śmiać.
- No dobrze.- chrząknął.- w obronie własnej, powiadasz. Dobrze, panno Nathalie. Teraz proszę iść się doprowadzić do porządku. Następnie jeszcze raz, s p o k o j n i e j, dokończymy przesłuchanie.- westchnął i wskazał gestem salę naprzeciwko "pokoju". Stłumiłam westchnienie i poszłam do toalety, jeżeli można tak nazwać okropnie śmierdzący chlew. Stanęłam przed małym lustrem i po prostu zachciało mi się płakać. Nie chodziło o wygląd, chodziło o te wydarzenia. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, jednak szybko ją wytarłam. Wyjęłam paczkę chusteczek i zaczęłam powoli zmywać całą paciaję, którą miałam na twarzy. Rozpuściłam włosy, przeczesałam je palcami i przemyłam twarz lodowatą wodą. Miałam rozciętą dolną wargę, która wyglądała koszmarnie. Jako, że nie miałam nic więcej do dyspozycji niż chusteczki higieniczne, wyszłam z toalety. 
Na jednym z paru składanych krzeseł siedział Allan nerwowo strzelając palcami i pocierając dłonie. Obok niego Avalon kręciła małe kółeczka. Nie odzywali się do siebie. Odchrząknęłam.
- Nath! Co się stało? Nic ci nie jest? Wszystko w porządku? Coś cię boli? Może powinnaś jechać do szpitala?- brat zasypywał mnie pytaniami nie łapiąc chociażby krzty powietrza między krótkimi zdaniami. 
- Daj jej może odetchnąć, palancie! Nie widzisz jak wygląda?! Odsuń się!- Avalon wparowała między nas odpychając Allan'a. - co się właściwie stało? widziałam tylko koniec.- zwróciła się do mnie. Westchnęłam.
- Pewna dziewczyna zwana Reachel zaczęła do mnie gadać,  że mam się odnosić do niej z szacunkiem i że mam wynosić się z klubu. Później jak odpowiedziałam, że nie będzie mną dyktować uderzyła mnie i wszystko potoczyło się samo. Później policja i jestem tutaj wyglądając jak trup w najgorszym możliwym wydaniu.- wyjaśniłam.
- Reachel? TA Reachel?! O kurczę. To jest najgorsza laska z wszystkich, nawet gorsza od tej świty Olivii i Vanessy. - zamyśliła się a Allan wparował ze swoją niewyparzoną jadaczką.
- Czy ty wiesz jak się o ciebie martwiliśmy?! 
- My?- zapytałam nie będąc w stanie unosić brwi.
- Ja, Logan, Dylan. Nawet ta jędza też musiała tutaj przylecieć.- wskazał głową na Avalon, która zabijała go spojrzeniem. Och, ta dwójka jest nie do zniesienia, nawet drugiego dnia.
- Hej, Ty. Rusz swój zatroskany tyłeczek i jedź do domu. Przywiozę ci ukochaną siostrunię. No już, zanim i ty oberwiesz.- wtrąciła się dziewczyna. Nie mogłam stłumić śmiechu.
- W pewnym sensie ma rację.- przyznałam.- Jedź i nie martw się. Albo mam lepszy pomysł! Ja załatwię tutaj ten badziew, a Ty w tym czasie przygotuj wszystko na imprezę, u Ciebie.- ledwo uśmiechnęłam się, ponieważ warga dała o sobie znać.
- Nie ma mowy.- zaprotestował stanowczo.
- Braciszku, kochany mój...
- Boisz się o plazmę czy lusterko?- mruknęła Avalon. Allan spojrzał na nią złowrogo.
- Zajmij się tymi kudłami, bo ci się kołtuny zrobią.- syknął i wrócił wzrokiem do mnie.- Tylko parę osób. Jesteś okropną manipulantką.- rzucił żartobliwie. Cmoknęłam go w policzek na pożegnanie. Po chwili zostałam sama z Avalon. Bez słowa mnie przytuliła. W tym samym czasie drzwi naprzeciw nas otworzyły się i ujrzałam najprzystojniejszego chłopaka na ziemi. Był w towarzystwie rodziców (tak mi się zdaję).
- A co wy tutaj robicie?!- wrzasnęła Avalon na parę towarzyszącą chłopakowi. Nic nie odpowiedzieli, tylko wpatrywali się w dziewczynę.
- Jeszcze nie załatwiłyśmy problemu z nią- wskazała na mnie uśmiechając się przepraszająco- a wy wychodzicie sobie z pokoju w policji jeszcze z jakimś.. typem. Ktoś mi to wyjaśni?
- Naturalnie.- zwrócił się do niej mężczyzna około 40-stki. - To nie jest jakiś tam ''typ'', to twój brat.
- Ha, ha! Ależ ty jesteś zabawny.- mówiła sarkastycznie.- widzę, że na stare lata humoru przybywa.
- Mówię poważnie!- wrzasnął na nią z widocznym bólem w głosie- to twój brat, ukrywaliśmy go, ponieważ Twoja matka chciała tylko Ciebie. Więc po rozwodzie podzieliliśmy się nie tylko rzeczami materialnymi- wyjaśnił. Nie mieszając się w tą aferę odsunęłam się o kilka kroków.Avalon patrzyła na nich z niedowierzaniem. 
- Nie wierzę. Spotkamy się w domu, dobra? - mówiła spokojniej wpatrując się tępo w ścianę.
- W porządku, jak chcesz- mężczyzna otoczył silnym ramieniem jego partnerkę i ruszył do wyjścia. Chłopak stojący za nimi rzucił krótkie spojrzenie Avalon po czym powędrował za nimi.
- Niezły wkręt. 1,2,3. Mamy cię.- mówiła cicho potrząsając głową. - Dobra, chodź. Załatwimy twoją sprawkę.- puściła mi oko i weszła razem ze mną do pomieszczenia z łysym policjantem. 
- O, Panna Blake. Myślałem, że już pani uciekła. Dobrze więc- podrapał się w tył głowy. - Dalsze przesłuchanie zostawmy na następny raz. Przyślemy pani pismo, kiedy ma się pani wstawić tutaj. Jest pani wolna- powiedział z ulgą patrząc w stos papierów. Zadowolona wyszłam z komisariatu. Był świt.
-Tośmy zabalowały- Avalon szturchnęła mnie łokciem - mam prośbę. 
- Słucham?
- Pomożesz mi z tym bagnem, które czeka mnie w domu? Mamy kawałek drogi, więc zdążę ci wszystko wytłumaczyć.
- Spróbuję- uśmiechnęłam się blado.

                                                                    ***

Cześć.
Podoba się 4?
Miałam dodać wczoraj, ale była afera z rodzicami i wyłączyli mi internet. W poniedziałek do szkoły. Wrócić po miesiącu, niezła rzeźnia się szykuje.
Do następnego. 

2 komentarze:

  1. Hah :)
    Zrobiłaś zwrot akcji. Musiałam dwa razy przeczytać o czym mówi właśnie do Avalon.
    Czytam dalej :)


    serce-smierci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń