sobota, 30 marca 2013

Rozdział 11.


  Kolorowych snów, N.- jego głos całą noc chodził mi po głowie. Uchyliłam powieki i od razu przypomniałam sobie o tych mężczyznach z poprzedniego dnia. Ostrożnie wstałam  i podeszłam do okna. Nigdzie nie było ich widać. Odetchnęłam z ulgą. Postanowiłam, że jeżeli taka sytuacja się powtórzy, zadzwonię na policję. 
- Poszli już?- aż podskoczyłam kiedy za sobą usłyszałam Matt'a.  
- Spoko, to tylko ja.- uniósł dłonie z krzywym uśmiechem. - W porządku?- energicznie pokiwałam głową, tak, że kilka niesfornych kosmyków latało we wszystkie strony. Chłopak uśmiechnął się i bez uprzedzenia mnie przytulił.
- Już się tak nie martw. Najważniejsze, że ich nie ma.- odwzajemniłam gest. Po raz kolejny ścisnęło mnie w żołądku, to było takie miłe!
- Łoo! Gołąbeczki. Wyglądacie przesłodko!- Avalon zaczęła się nabijać. Natychmiastowo wygramoliłam się z uścisku Matt'a.
- N-no to ten...- odchrząknęłam- J-j-ja będę lecieć. - wydusiłam.
- Wpadnij później.- powiedziała Avalon. Pokiwałam twierdząco głową, czując napływające gorąco do policzków.
- I ładnie Ci w różu!!- krzyknęła przyjaciółka, kiedy tylko byłam przy drzwiach. Uśmiechnęłam się i pobiegłam do domu. Otworzyłam drzwi i po cichu weszłam do siebie do pokoju. 
     Kiedy tylko otworzyłam drzwi natknęłam się na mojego brata z jakąś panną! Spali w moim łóżku. Tego za wiele. Przyzwyczaiłam się już do nowego pokoju, osób i miejsc. 
   Posprawdzałam też pokoje pozostałych domowników. Każdy był zajęty, i to przez dwie osoby. Dodatkowo w pokoju Allan'a walały się jakieś.. koty?! Bez zastanowienia zaczęłam się drzeć wniebogłosy. Byłam pewna, że zbudziłam co najmniej całą okolicę. W pomieszczeniu od razu znaleźli się chłopcy z tajemniczymi towarzyszkami.
- Co to ma być?!- krzyknęłam wskazując i na te skąpo ubrane dziewczyny i na koty zarazem.
- Kociaki są Elizabeth.- powiedział brat. 
- Ale mój pokój to nie hotel dla twoich dziw... przyjaciółek, jasne?- wypchnęłam te dziewczyny z domu, a chłopcom kazałam ogarnąć cały bałagan. Zaczęli jęczeć i stękać, ale akurat w tym momencie byłam głucha i przestałam się odzywać. Wyrzuciłam pościel na taras i wróciłam do swojego pokoju. Dostałam sms-a od Chada. Otworzyłam i uśmiechnęłam się.
Spotkamy sie za 30 min w parku? wazna sprawa...
Odpowiedziałam na wiadomość, z coraz bardziej narastającym zdziwieniem.
OK. do zobaczenia
   Wygrzebałam z szafy jasne, luźne spodenki z ćwiekami, kolorowy top i białą zwiewną koszulkę. Pospiesznie włożyłam ubrania, założyłam kremowe trampki i uczesałam się w luźnego koka. Nie malowałam się, nie było potrzeby. Zostało 15 minut.
- Wychodzę!- rzuciłam będąc już na dole. 
Mieszkam u Allan'a, ale prawie się nie widujemy i nie spędzamy ze sobą czasu. Chyba będzie trzeba to naprawić. 
  Spokojnie przemierzałam chodnikiem. Skręciłam w boczną uliczkę, prowadzącą centralnie do parku. Ni stąd, ni zowąd wyskoczyli przede mną tamci nieciekawie wyglądający, łysi faceci. Zacisnęłam dłonie w pięści.
- To wy czatowaliście wczoraj pod naszym domem. Czego chcecie?- mój głos był pewny i donośny.  
- Zabawić się.- powiedział któryś z nich, uśmiechając się i pokazując zepsute, niektóre czarne zęby. Momentalnie narodził się we mnie odruch wymiotny. Zaczęli klepać mnie po pośladkach, udzie, ramionach, plecach...
- Co tu się wyprawia?!- obok mnie zjawił się Chad. Mężczyźni zaczęli się uśmiechać i oddalili się od nas o kilka kroków.
- To twoja dupa, Chad?
- Nie nazywaj jej tak. To moja dziewczyna, jasne?- objął mnie ramieniem i dyskretnie szepnął na ucho.
- Nic ci się nie stanie, po prostu zachowuj się naturalnie.
- Nie wiedzieliśmy. Panna Vanessa nic nie mówiła o tobie.- jeden z nich wydał się trochę przestraszony i wytrzeszczył oczy.
- Chwila. Stop . Jaka Vanessa?- Blondasek uniósł brwi.
- Ta laska w złocistych loczkach, niezła w sumie. Zapłaciła nam za nastraszenie twojej dupy.. to znaczy dziewczyny.- mówili jak na spowiedzi.
- To powiedzcie waszej zleceniodawczyni, że nie macie ochoty na tego typu zadanka, dobra? I żebym was więcej koło nas nie widział.- ostrzegł i pokierował się ze mną do parku.
- Co to było? Skąd ich znasz?- zaczęłam pytać kiedy tylko oddaliliśmy się wystarczająco daleko.
- Stare porachunki. Boją się mnie, bo wystarczą moje zeznania i pójdą siedzieć. Handlują narkotykami, praktycznie cały czas chodzą wstawieni.- wyjaśnił. 
- Mi wystarczy. A tak właściwie.. Ta Vanessa.. Przecież ja jej nie znam, więc co ona ma do mnie?
- Boli ją to, że jesteś śliczna i masz coś w głowie. Według Vanessy, to ona powinna być uwielbiana i noszona na rękach.. Zrobi wszystko, żeby zaszkodzić dziewczynom, które uważa za rywalki.
- Pięknie.- podsumowałam ironicznie.- Jeszcze mam się użerać z jakąś pożal się Boże, Barbie księżniczką.- prychnęłam. - Ale dziękuję za komplement.
Chłopak się zaśmiał.
- Proszę bardzo. Chodźmy tam.- wskazał dłonią ławkę tuż przy wielkim dębie. Usiedliśmy na niej wpatrując się chwilę  w letnie, czyste niebo.
- Więc jaka jest ta ważna sprawa, co?- zapytałam nie mogąc doczekać się odpowiedzi. Do głowy przychodziło mi tysiące scenariuszy. A najbardziej bałam się, że Chad coś przeskrobał.
- Bo widzisz.. Muszę Ci powiedzieć,  że ja... Ja..

                                                       ***

Ta Da!
No to jak myślicie, co on chce powiedzieć Nathalie, co?
Wątpię, żebym dodała coś w Wielkanoc, więc pasowałoby złożyć życzenia tym, którzy tu zaglądają.
A więc ...
MEGA wyczesanego jajka, spokojnej, ale nie za nudnej, Wielkanocnej atmosfery, dostania śnieżką w lany poniedziałek, nabrania znajomych na jakiś odlotowy żart, no i żebyście spędzili tegoroczne święta jak najlepiej się da. 


P.S Rozdział dedykowany jest trzem osobom. Aleksji, Sophie96 i Jaaaaam. Wasze komentarze motywują do dalszego pisania! Dziękuję. :)

piątek, 22 marca 2013

Rozdział 10.


     Wstałam wcześnie. Miałam problem z zaśnięciem. Co chwilę wierciłam się na łóżku i co zasnęłam, to się obudziłam. I tak w kółko. 
      Leżąc pod cieplutkim kocem wzięłam swojego laptopa i zaczęłam buszować po portalach plotkarskich. Zazwyczaj nic ciekawego tam nie ma, tak było i wtedy. Same porównywania między największymi gwiazdkami popu, kolejne nagrody i osiągnięcia. Rutyna.
      Podreptałam z ubraniami w ręku do toalety. Przemyłam twarz, przeczesałam włosy i umalowałam się tuszem do rzęs. Ubrałam spodenki w kwiatki, białą bluzkę na ramiączkach, a na to różową, luźną koszulkę. Trochę lalkowato. Zabrałam też trampki (białe), aby nie krzątać się po domu w butach, i położyłam je w pokoju przy drzwiach.
      Zeszłam do salonu, położyłam się wygodnie na kanapie i włączyłam telewizor. Wszyscy spali. Leciałam po kanałach bez zastanowienia, natrafiłam w końcu na przypadkowy odcinek 'Czystej Krwi' i pogrążyłam się w serialu.
    Około 11 chłopcy zeszli do kuchni. Z daleka uśmiechnęli się do mnie. 
- Jak po imprezie?!- krzyknęłam nie zmieniając miejsca.
- Świetnie!- odkrzyknął Allan, kątem oka dostrzegłam jak łyka jakieś tabletki. 
  Zadzwonił dzwonek. Leniwie zwlekłam się z kanapy i ruszyłam otworzyć.
- Cześć!- za drzwiami stał Chad, jak zwykle nabuzowany tą swoją energią.
- Cześć, co jest?- uśmiechnęłam się.
- Może pójdziemy dzisiaj do kina?- zaśmiałam się.
- Jasne, wejdź. Poczekasz chwilę?
- OK.- wyszczerzył się i usiadł na fotelu. Pobiegłam na górę, wzięłam workowatą torbę, włożyłam tam telefon, portfel i inne potrzebne drobiazgi. W lusterku poprawiłam włosy, włożyłam trampki i z powrotem znalazłam się na dole. Uśmiechnęłam się do witających się chłopaków i 'porwałam' przyjaciela.
- Bierzemy też Avalon?- zwrócił się do mnie, kiedy tylko wyszliśmy. Pokiwałam twierdząco głową i zmieniłam kierunek.
  Chad zapukał do drzwi. Otworzyła nam Avalon.
- Siemka.- powiedzieliśmy równocześnie.
- Wybieramy się do kina, dołączycie się?- nie dałam dojść dziewczynie do słowa.
- Pewnie! Tylko się przebiorę.- zanim zdążyła wymówić te słowa, już jej nie było.
- A!- plasnęła się w czoło. - Matt, to Chad. Chad, poznaj Matt'a- mój brat.- wyjaśniła wchodząc po schodach, przy nas od razu pojawił się Czarnowłosy.
- Od kiedy ty masz drugiego brata?!- Blondasek krzyknął do niej rozbawiony i życzliwie podał rękę Mattowi.
- Jestem nie mniej zaskoczona od Ciebie !- odkrzyknęła.
- Czyli idziemy do kina?- zapytał drugi bliźniak, na co pokiwaliśmy twierdząco głowami. Powolnie ruszył do swojego pokoju.


    Droga była pełna.. Wybryków chłopaków. Nabijali się z każdego przechodzącego biznesmena. Nie wiem co ich tak bawiło, ale wolałam nawet nie pytać. Avalon wykorzystała okazję, że chłopaki gdzieś 'zniknęli'.

- To.. To jak wczoraj było z Tadem?- szturchnęła mnie w ramię z łagodnym wyrazem twarzy. Westchnęłam.
- Pocałował mnie. - mówiłam półgłosem. Zdziwienie na twarzy przyjaciółki przeraziłoby niejednego naukowca.
- I nic nie czułam. Powiedziałam mu to. Powiedziałam też, że on potrzebuje kogoś takiego jak on sam i podziękowałam za uświadomienie, że go nie kocham i nie kochałam.- dokończyłam na jednym tchu.
- Pewnie był przygnębiony.- stwierdziła.
- Albo znalazł sobie panienkę do przelecenia w dyskotece.- wyrwało mi się i wzruszyłam ramionami. Rozmawiałyśmy jeszcze krótką chwilę i ponowną obecnością zaszczycili nas nasi towarzysze. Dotarliśmy do kina już w normalnej atmosferze. Przy budynku stała mała grupka facetów, wszyscy ubrani w stylu dresiarzy, napakowani i łysi. Nie powiem, trochę się przestraszyłam. W dodatku byłam prawie pewna, że obserwowali każdy nasz ruch. Na szczęście, przeszliśmy obok nich bez szwanku. 

- Cztery razy na 'Piękne Istoty'.- bilety zamawiałyśmy razem z Avalon, a chłopaki pojawili się obok z dużym popcornem i Pepsi. Z uśmiechami weszliśmy na salę kinową. Zajęliśmy miejsca, zgasły światła i seans się zaczął. Siedziałam między bliźniakami. Miałam łokieć oparty o siedzenie razem z Matt'em. Czułam, że jestem czerwona. 

  Wyszliśmy z sali kinowej cali roześmiani, mimo fatalnego zakończenia filmu.
- To gdzie teraz idziemy?- zwróciła się do wszystkich Avalon.
- Nie wiem.- wzruszyłam ramionami. - Chodźmy się przejść.- zasugerowałam. Pokiwała twierdząco głową. 
     Kiedy byliśmy już na zewnątrz, tamta grupka cały czas stała w swoim poprzednim miejscu. Zliczyłam tam cztery osoby, wcześniej wydawało mi się, że była liczniejsza. Trzymałam się w miarę z daleka. Skręciliśmy w inną ulicę, oni ruszyli za nami. Spokojnie- mówiłam w myślach. 'To zbieg okoliczności'- dodałam. Chodziliśmy po mieście cykając różne zdjęcia, robiąc filmiki, jedząc lody i słodycze kupowane w najbliższych sklepach. Co jakiś czas oglądałam się za siebie. 
  Zrobiło się ciemno. Wybraliśmy najbardziej odsamotnioną drogę do domu. Bałam się coraz bardziej i coraz częściej patrzyłam za siebie. Byłam pewna. Od początku czekali na nas, a teraz nie wiadomo co chcą zrobić. Przy mnie szedł Matt. Bez zastanowienia chwyciłam jego nadgarstek i odciągnęłam kilka kroków do przodu. Musiałam zignorować to przyjemne... Nie. Nie zignorowałam. Przez co, było mi jeszcze trudniej z nim  rozmawiać.
- Widzisz tamtych facetów? Cały dzień łażą za nami.- powiedziałam półgłosem patrząc mu w oczy. Obrócił się lekko. 
- Tylko nie panikuj, dobrze?- złapał mnie za ramiona i lekko ugiął nogi w kolanach, żeby znaleźć się na moim poziomie. Pokiwałam twierdząco głową. 
- Proszę, spokojnie..- szepnął półgłosem. Dołączyliśmy do Chad'a i Avalon. 
- Ruchy, ruchy. Może zdążymy na jakąś fajną komedię.- pogonił ich Matt. Spojrzeli na niego dziwnym wzrokiem, ale przyspieszyli tempo.
- I wy dwoje- wskazał na mnie i Blondaska- nocujecie u nas, OK?
- Jasne.- potwierdziłam starając się opanować narastający strach. Po drodze nie mijały nas żadne samochody ani rowery. Tamci kolesie szli cały czas poruszając się cicho jak myszy. A w dodatku, nigdy nie wiadomo o co chodzi takim typkom.
Pospiesznie wystukałam sms-a do Allan'a.
Bede nocowac u Avalon, OK?
Odpisał po kilku sekundach.
Baw sie dobrze. :)
Schowałam komórkę. Doszliśmy do domu. Avalon weszła pierwsza, za nią Blondasek. Matt przytrzymał mnie na chwilę za ramię.
- Znasz ich?
- Gdybym ich znała, nie bałabym się.- odpowiedziałam szczerze. Wiedziałam, że będzie chciał się z nimi jakoś porozumieć, ale ponownie złapałam go za nadgarstek. Chciałam za rękę. Chciałam, ale nie wypadało. Martwiłam się o niego.
- Nawet nie waż mi się z nimi rozmawiać. Proszę, chodźmy już do domu.- popatrzył mi w oczy przez chwilę i przepuścił w drzwiach. Widziałam jak ogląda się za siebie. Oni stali jakieś dwa domy dalej i przyglądali się posiadłości bliźniaków.
Matt zakluczył drzwi od środka. Oboje nie chcieliśmy poruszać tego tematu przy pozostałym towarzystwie, milczeliśmy. 

     Zaczęliśmy robić naleśniki czekoladowe. Matt posłał mi uśmiech. Sypnęłam go lekko mąką, ale nie miałam na celu bitwy na jedzenie. Oddał mi jeszcze mniejszą ilością białego proszku do pieczenia. Uśmiechnęłam się. Wyjrzałam przez okno w kuchni. Stali bliżej. Obserwowali światło. Już zdążyli przejść. Kuchnia wyglądała idealnie na ulicę. Szybko zasunęłam zasłony.

- Avalon, wy macie taras, prawda?- zapytałam się jej pospiesznie.
- Mamy.- potwierdziła.
- Weź klucz i zamknij go, szybko.- powiedziałam poważnie i zaczęłam zasłaniać kolejne okna. Matt lekko wyjrzał przez zasłonę.
- Co za chora komedia.- stwierdził. Avalon wróciła po kilku minutach.
- OK. Zamknęłam na klucz i zasłoniłam, ale o co chodzi?
- Ktoś obserwuje dom.- wyjaśniłam. - Nawet kilku ktosiów. 
- Może wezwać policję?- zaczęła pocierać dłonie.
- Policja może nas wyśmiać.- powiedział Chad.
- Na razie nic się nie dzieje. Nie wiemy czy to chodzi o nas, to są tylko przypuszczenia- dodał Matthew. 
- Odechciało mi się naleśników. Chodźmy do salonu- powiedziałam błaganie.
- Masz niezłego pietra. Zupełnie jak nie ty- zaśmiała się Avalon. Posłałam jej blady uśmiech.

     Kilka godzin oglądaliśmy telewizję, rozmawialiśmy lub po prostu żartowaliśmy. Co chwilę odganiałam od siebie ucisk w żołądku na widok uśmiechu Matthew. Odgoniłam też fakt, że ci kolesie mogą 'czatować' na nas. Po prostu chciałam spędzić miły wieczór.



Po drugiej w nocy cały czas jeszcze nie spałam.

- Teraz będziesz siedzieć przez całą noc?- szepnął Matt, usypiający obok nas. Razem z Avalon spałyśmy na kanapie, chłopaki po dwóch naszych bokach na podłodze.
- Staram się zasnąć- odszepnęłam. Uśmiechnął się.
- Kolorowych snów, N- nie odezwałam się. Posłałam mu lekki uśmieszek i odwróciłam się na drugi bok. Policzki mnie piekły. W dodatku to zdrobnienie wyprowadziło mnie z równowagi!
Zasnęłam dopiero po uspokojeniu hormonów.
                                                    ***

Hej.
Liczyłam, że rozdział ten wstawię za jakiś czas, jeżeli pojawi się więcej komentarzy, no ale zostałam zmuszona.
Myślę, że nie jest  zły, opinia należy do Was.
Piękną mamy zimę tej wiosny, prawda?
11. dodam jeżeli zobaczę komentarze.
Do następnego.

środa, 20 marca 2013

Rozdział 9.


      Stałam w drzwiach w tej różowej piżamie, z mokrymi włosami i chciałam, żeby to okazało się snem. Przede mną stał Tade, i to z pizzą. Ubrany w białą koszulkę i granatowe wąskie spodnie, do tego jego limitowane adidasy. 
- C-Co ty tutaj robisz?- zapytałam sama zaskoczona swoim głosem. Chłopak odetchnął ciężko.
- Posłuchaj... Byłem u Megan, powiedziała mi gdzie wyjechałaś. Musimy porozmawiać.- wyjaśniał zdecydowanie.
- Przecież Megan nie mogła wiedzieć gdzie mieszka Allan. Tylko ja miałam kartkę z jego adresem.- zaoponowałam.
- Mam znajomości, Nath.- powiedział z uśmiechem. - Powtórzę jeszcze raz, m y musimy pogadać.
- O czym?- zwróciłam się do niego tonem zupełnie pozbawionym emocji, wyćwiczonym.
- Hej, gdzie ta pizza?- obok mnie zjawiła się Avalon.Zmierzyła wzrokiem Tade'a.
- Ooo. To Ty jesteś ten cały Tade?- położyła dłoń na biodrze i przechyliła głowę w bok. Chłopak powiedział głuche 'tak'.
- To ja ci coś teraz powiem.- zaczęła a mi coraz bardziej poszerzały się oczy. - Tacy jak Ty w ogóle nie powinni dostawać szansy, nawet na rozmowę. Jesteś zwykłym aroganckim, rozpuszczonym dzieciakiem! Chłopcem, który myśli, że może wszystko, bo ma bogatego tatusia, czyż nie? Tylko jest pewna różnica między uczuciami a pieniędzmi, kolego...- mówiła jak nakręcona, a ja zakryłam jej usta dłonią i wyrwałam pizzę z rąk zaskoczonego Tade'a. W prawdzie Avalon miała rację, dużo racji, ale nie chciałam, żeby tu zrobiła się jakaś rzeźnia. I coś do mnie dotarło. Ona miała dużo racji! Mówiła całą prawdę!

Wręczyłam pizzę przyjaciółce,  a ona rzuciła ją do salonu i odrzuciła moją dłoń. Spojrzała na mnie trochę współczująco i zaczęła kontynuować monolog.

- Pieniędzmi możesz się bawić, rzucać gdzie ci się żywnie podoba. Wydawać, zdobywać, później znowu wydawać. Ale dziewczyna, a już na pewno taka jak Nathalie, nie jest Twoimi pieniędzmi, czaisz? Bo właśnie tak ją potraktowałeś. Do jasnej cholery, zasługujesz tylko na to, żeby Ci przyłożyć! Ona- wskazała otwartą dłonią na mnie- jest twarda, wiem. Jednak to nie uprzywilejowuje Cię do bawienia się nią jak twoimi zielonymi towarzyszami życia. Jest naprawdę inteligentną, śliczną dziewczyną, która może jest zamknięta na ludzi, ale chce zacząć nowy rozdział. Bez ciebie. Zraniłeś ją. Jesteś zwykłym gnojkiem. Tyle z mojej strony. Idziesz?- spojrzała pogardliwie na Tade'a, później na mnie. Nie wiedziałam co robić. Musiałam się jednak czegoś dowiedzieć, żeby zamknąć ten stary 'rozdział', jak to określiła Avalon.
- Nie pozwól, żeby Twój brat wyszedł na zewnątrz. Nie chcę, aby ktokolwiek wychodził. Weź pizzę i idź. Muszę to załatwić sama. Ale dziękuję.- zwróciłam się do Avalon. Pokiwała twierdząco głową i poszła do Matt'a. 
    Tade miał spuszczoną głowę. Ta dziewczyna nieźle mu nagadała, chociaż nawet nigdy wcześniej nie zamieniła z nim ani słowa. Ostrożnie zamknęłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Głupio czułam się w takim stroju przed nim, ale równocześnie głupio czułam się przy Matthew. Teraz miałam również wilgotne włosy, co nie było dobre.
- Załatwimy to szybko.- stwierdziłam i nie pozwoliłam dojść mu do słowa.
- Powiedz mi, co myślałeś, kiedy zdradzałeś mnie  z Megan?- to pytanie dręczyło mnie od początku pobytu w Los Angeles.
- Nie myślałem.- przyznał nadal ze spuszczoną głową, jednak podniósł ją i spojrzał mi w oczy.
- Nie myślałem, nigdy nie myślę! Nie mam pojęcia co mi strzeliło! Liczyłem na miły wieczór z Tobą, ale to wydarzyło się zupełnie bez mojej kontroli. Nie wiem co mam Ci powiedzieć, Nath. Przepraszać? To nic nie da. Czy mi przykro? Jak cholera. - zakończył i skupił się na moim policzku. Dopiero w tym momencie zorientowałam się, że pojedyncza łza po nim spłynęła.
- Ty płaczesz?- zapytał zdumiony.
- Dobrze wiesz, że ja nigdy nie płaczę. To musi być deszcz.- warknęłam i westchnęłam głęboko łapiąc oddech.
- Nie myślałeś? Nie myślałeś, czy nie chciałeś myśleć?
Tade pokiwał przecząco głową, nie odpowiedział. Złapał mnie w talii, przełamał odległość między nami i przyciągnął mnie do siebie zamykając usta pocałunkiem. Nie wyrwałam się, nie oddałam tego 'gestu'. I kiedy mnie całował, coś do mnie dotarło. Ja wtedy nie czułam tego, co przy samej obecności Matt'a. Nigdy nie czułam chociażby krzty mrowienia w brzuchu na widok Tade'a. A wydawało mi się, że go kocham.
Odepchnęłam go lekko i odsunęłam się o krok.
- Dziękuję.- powiedziałam spokojnie.
- Coo?- zdziwił się po raz kolejny.
- Dziękuję.- powtórzyłam.- Uświadomiłeś mi, że tak naprawdę to był błąd, że m y byliśmy błędem. Ja nic nie czuję.
- Słucham ?! Ale ja czuję! Ja Cię kocham!- wykrzyczał. Pokiwałam przecząco głową.
- Tade... Ty kochasz tylko siebie, zrozum to. Potrzebny Ci był ktokolwiek, żeby nie mieć tylko swojego odbicia w lustrze. Masz mnóstwo znajomych i adoratorek, ale nie przyjaźnisz się z nimi. Wybrałeś mnie, dlaczego? Dlatego, że po prostu nie zarzucałam włosami i nie posiadam dwumetrowych tipsów, którymi mogłabym cię udusić? Prawda jest taka, że Ty potrzebujesz towarzystwa osoby takiej jak Ty. Potrzebujesz osoby takiej jak Megan. Nie ja. I dziękuję, że pomogłeś mi to dzisiaj zrozumieć.- położyłam dłoń na jego policzku i z lekkim uśmiechem weszłam do domu Avalon.
  Zdałam sobie sprawę, że w końcu postąpiłam według tego, co dyktowało mi serce. I byłam z siebie dumna. 
- Gdzieś Ty była z tą mokrą głową?- obok mnie znalazł się Matt. Unosił prawą brew. Znów ogarnęło mnie to uczucie! Serce kołatało jak szalone. W duchu zaśmiałam się z tego. W tym momencie byłam swoim przeciwieństwem- pogodną i szczęśliwą z życia nastolatką. 
- Na dworze, nie widać?- zbyłam go i poszłam do salonu, do Avalon. Matt udał się za mną.
- Chodźmy na ten maraton. Zaraz zajdzie słońce, akurat to dobra pora na 'Zmierzch'.- powiedziałam spoglądając na bliźniaki.
- Jasne.- Avalon od razu poderwała się z miejsca.
- Ta. Wampiry. Świetnie.- mruknął Matthew, ale ruszył na górę.
- Co mu powiedziałaś?- szepnęła przyjaciółka.
- Prawdę.- odparłam szczerze i weszłam po schodach do pokoju Matt'a. Rzeczywiście było ciemno, strasznie ciemno. Chyba jedyny taki pokój w tym domu. Jedynym światłem była plazma, która wyświetlała początek pierwszej części dziejów wilkołaków i wampirzej społeczności, zatrzymana. Usiedliśmy na podłodze, która 'wyłożona ' była poduchami. Dużymi poduchami.
- Ten Pattinson niezły jest.- stwierdziłam w trakcie 3 części. Matt jęknął.
- Błagam! Przecież on wygląda jak wyjęty spod ziemi...- stwierdził chłopak i zwrócił się do Avalon.
- Twój wilko człowiek też nie jest taki cudowny. Wygląda jak tani przedmiot z wystawy balonowej.- powiedział z uśmiechem. 
- Grunt, to nie oceniać.- mruknęła przyjaciółka i spojrzała na brata. Po chwili wpatrywania uśmiechnęła się cwaniacko i po prostu wróciła do oglądania filmu. W tej chwili trochę się jej przestraszyłam. Tak, wydawała się strasznaaa! 

Po maratonie postanowiłam wrócić do domu. Chciałam pomyśleć, zastanowić się nad wszystkim poważnie. Pożegnałam się z domownikami, zabrałam swoje rzeczy i biegiem ruszyłam do posiadłości Allan'a. Usłyszałam głośną muzykę dobiegającą ze środka i kilka głosów. Impreza. A ja w piżamie. Avalon tego pożałuje!

- Cholera jasna.- rzuciłam i weszłam do środka. Większość oczu skierowała się na mnie, praktycznie wszyscy hamowali śmiech, i tym mnie wkurzyli.
- Na co się tak gapicie?! Nigdy nie widzieliście dziewczyny, w piżamie,w nocy, i to we własnym domu!?- warknęłam i ruszyłam na górę. Ucichli na chwilę, później z powrotem zaczęli się bawić.
   Padłam na łóżko. Przeanalizowałam ostatnie wydarzenia i... Zaczęłam płakać. Z wściekłości, bezradności. Ze złości, ponieważ do tego dopuściłam. Ze smutku. Ze strachu przed tym uczuciem, którego doznaję. W pewnym sensie również ze szczęścia. Po prostu pozwoliłam sobie na bezradny płacz w tych czterech ścianach.

                                            ***
Łapcie 9.
Zostałam proszona dzisiaj w szkole o dodanie, obietnicy dotrzymałam.
No to teraz szykuje się zamulanie przed P
amiętnikami Wampirów.
Jakieś plany na dzień wagarowicza?
W końcu dzień święty trzeba święcić.
Rozdział 10 dodam jak zobaczę kilka komentarzy. Chcę wiedzieć co mam zmienić, albo czy w ogóle się podoba.
Do następnego. 

niedziela, 17 marca 2013

Rozdział 8.


      Minęło kilka dni. Cały czas siedziałam w domu oglądając TV, siadając przed laptopem albo rozmawiając z Allan'em. Pisałam czasem z Avalon lub Chad'em, jednak te wiadomości ograniczyły się do pytań typu 'Co u Ciebie'. Czułam się dziwnie. Bardzo chciałam, żeby Matt zadzwonił do drzwi, nawet po to, żeby pożyczyć jakąś cholerną szklankę cukru. Wiem, idiotyczne. Tego dnia postanowiłam w końcu gdzieś wyjść. Na imprezę? Nie. Odpuszczę. ''Wyjdę na miasto, tak będzie najlepiej, albo do Avalon.''- pomyślałam i od razu zwlekłam się z mojego dużego łoża. Półprzytomna doszłam do szafy, wzięłam białe shorty, czarną koszulkę i zwykłe 'baletki'.

      Ubrałam się szybko i ruszyłam do toalety. Warga prawie się zagoiła, a siniaków nie ma. Nie dostałam żadnego pisma z policji, więc chyba jest dobrze. Przemyłam twarz lodowatą wodą, umalowałam się kredką do oczu, tuszem i czerwonym błyszczykiem. Włosy uczesałam i zostawiłam tak jak są. Nie kombinowałam z nimi, bo z tymi kudłami nigdy nie mogłam się dogadać!
Humor mi się poprawił. Zeszłam na śniadanie. Jak zwykle wszyscy domownicy czekali z posiłkiem. Urocze.
- Dzień dobry.- powiedziałam radośnie, wywołując lekki szok u chłopaków.
- Witamy, witamy.- uśmiechnął się Dylan. Usiadłam na swoim 'stałym' miejscu. Zaczęłam pałaszować kanapki, zapewne zrobione przez wybitnego Logana. Podziękowałam za posiłek, wzięłam swój telefon z szafki w salonie i  schowałam urządzenie do tylnej kieszeni shortów.
- Idę dzisiaj do Avalon. Będę późno, chyba.- oznajmiłam chłopakom i widząc zadowolone miny na ich ryjkach, wyszłam. Cieszyli się, że wychodzę. Ostatnio byłam jak zombie. 
   Zapukałam do drzwi sąsiadki. Otworzył mi Matt. Bez koszulki, w dresach, z pudełkiem lodów waniliowych w dłoniach. Taki widok mogłabym mieć codziennie. Oparł się o futrynę drzwi.
- Nie wyprowadzasz Loli?- zapytał złośliwie. Zadarłam głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Poradzi sobie. Jest Avalon?- zmieniłam szybko temat.
- Wchodź.- powiedział tym swoim aksamitnym głosem przepuszczając mnie w drzwiach. Weszłam.
- U siebie?- zwróciłam się do niego przez ramię.
- Chyba śpi.- wzruszył ramionami. Niezauważalnie uniósł prawy kącik ust. W tym samym momencie z góry zbiegł mały Jaremie.
- Nath!- krzyknął i przytulił się do mnie.
- Hej, Maluchu.- odwzajemniłam gest. 
- Waszych rodziców nie ma? Znaczy mamy- zwróciłam się do Matt'a siedzącego wygodnie na sofie.
- Wyszła godzinę temu.- uśmiechnęłam się pod nosem. Pogładziłam Jaremie'go po włosach i skierowałam się do pokoju Avalon. Uchyliłam ostrożnie drzwi. Rzeczywiście spała. 
- Oj, będziesz miała naprawdę niemiłą pobudkę.- szepnęłam i szybko, po cichu zbiegłam na dół. Znalazłam kuchnię, wyjęłam z szafki duży garnek i napełniłam zimną wodą. Z naczyniem z powrotem powędrowałam do przyjaciółki. Weszłam z hukiem, ale nie obudziła się.
- Sama się prosiłaś.- wzruszyłam ramionami i wylałam wodę na twarz dziewczyny. Reakcja była natychmiastowa. Wyskoczyła z łóżka jak oparzona i zaczęła drzeć się wniebogłosy. Ja natomiast nie mogłam pohamować śmiechu.
- TY!- krzyknęła wskazując palcem w moją stronę. 
- No ja, ja.-  powiedziałam złośliwie i widząc jej wkurzoną minę szybko wybiegłam z pokoju. Planowałam zbiec po schodach i się gdzieś schować. Jednak spotkałam Matt'a na drodze i lekko mówiąc staranowałam chłopaka. Kiedy byłam już przy przedostatnim drewnianym schodku zahaczyłam się, nie wiem jak i o co, i wpadłam prosto na Matt'a , który chciał wchodzić! W rezultacie oboje upadliśmy na ziemię, w dodatku to on leżał na mnie. Myślałam, że spalę się ze wstydu. Byłam pewna, że uznał mnie za niezdarę. I pewnie stałam się jeszcze bardziej czerwona. 
   Chłopak zaczął się śmiać, ale nadal nie podniósł się. 
- Złaź- burknęłam.
- A jeżeli nie? Przecież to ja mam władzę.- powiedział ruszając brwiami.
- Ta, właśnie. Złaaaaaź...- jęknęłam. Byliśmy blisko. Czułam się inaczej. Mrowienie w brzuchu, miły dreszcz. Jak nigdy dotąd. Mówię poważnie, jak nigdy dotąd.
- Chcę coś w zamian- zażądał patrząc prosto w moje oczy. Byłam pewna, że teraz przypominam wielkiego, czerwonego pomidora! Chyba całą sytuację uratowała Avalon! Zbiegła na dół nadal półmokra. Zamiast krzyczeć, zaczęła się śmiać.
- Matt, jak ja cię kocham!- mówiła między śmiechem.
- Wyglądacie urooczoooo...- przeciągała samogłoski. Stwierdzenie, że uratowała sytuację nie było trafne.
- Tak jak ty z mokrym łbem.- odgryzł się Matt. Oboje zaczęli się śmiać. Trochę skrępowana położyłam dłonie na klatce piersiowej chłopaka.
- Koniec zabawy, kolego. Złaź.
Nic nie powiedział. Spojrzał mi w oczy i wstał ze mnie. Pomógł mi się podnieść i poszedł do kuchni.
- Nie wierzę!- szepnęła Avalon podekscytowana. - Spłoszył się!
- Co?- nie mogłam jej zrozumieć.
- No Matt. Spłoszył się. Dobra, nieważne . Później wszystko złożę w całość. A teraz tu przyszłaś i cię nie wypuszczę!
- No OK.- powiedziałam uśmiechając się szeroko. Nie podobała mi się ta gadka o spłoszeniu, ale nadal czułam ten dreszcz i mrowienie. To było takie irytujące i przyjemne zarazem. Chciałam zadać pytanie Avalon, jednak przerwał mi telefon. Wyjęłam go z kieszeni. Przyjaciółka wyrwała mi komórkę i odebrała.
- Słucham? Nie, to nie Nathalie. No przekażę. Jasne. Tak. W porządku. No nie wiem... Spoko! Czekamy.- zakończyła rozmowę.
- Kto dzwonił?- dopytywałam się nie chcąc usłyszeć jego imienia.
- Jakiś Tade z  serduszkiem. Mam ci przekazać, że Cię kocha i że niedługo będzie w Los Angeles.- powiedziała promiennie. Zamarłam. Skierowałam się na kanapę. Myślałam, że zemdleję. Przecież to właśnie od niego chcę odpocząć! Schowałam twarz w dłoniach. 
- Mówił za ile przyjedzie?- spytałam niewyraźnie.
- No tak. Powiedział, że w nocy będzie w LA.- jęknęłam. 
- Powiesz  mi w końcu kto to był?- Avalon usiadła obok mnie. Nie mogłam dalej tłumić w sobie tego wszystkiego.
- Tade. Mój były od jakichś dwóch tygodni. Złapałam go z moją młodszą siostrą na zdradzie, w intymnej sytuacji. Dlatego wyjechałam. Megan zawsze mi to robi, zawsze odbiera facetów i udowadnia, że jest lepsza.- powiedziałam na jednym tchu.
- O cholera.- powiedziała przyjaciółka po dłuższej chwili milczenia.
- Co za skurwiele!
- Cii...- szepnęłam.- Nie chcę, żeby Matt usłyszał. Wolę, żebyś na razie tylko ty wiedziała. W końcu nie ma nic fajnego w byciu zdradzoną.
- Rozumiem. Ale to nic złego. Nie powinnaś tego tak ukrywać przed wszystkimi.- położyła dłoń na moim ramieniu.
- Nieważne. Teraz muszę nastawić się na rozmowę. On tak łatwo nie odpuszcza.- powiedziałam zmartwiona.
- Kto?- z kuchni wyszedł Matt. Z nim był również zaciekawiony Jaremie. 
- Brat.- powiedziałam szybko, w tym samym czasie Avalon zdążyła wymamrotać jakieś imię. Matt nic nie odpowiedział. Wpatrywał się to we mnie, to w przyjaciółkę.
- Brat Nathalie nie odpuszcza i musi ona iść razem z nim do... Do lekarza.- wymyśliła. Spojrzałam na nią z politowaniem.
- Lekarza?- powtórzył Matt.
- Nooo tak.- potwierdziłam i spojrzałam błagalnie na Avalon.
- Robimy sobie maraton filmowy?- przejechała wzrokiem po każdym z nas. Pokiwałam szybko głową.
- Jakieś romansidła?- skrzywił się Matt rzucając się na kanapę. Jaremie pobiegł na górę, zapewne do swojego pokoju.
- Romansidła?- zaśmiałam się. 
- No te wszystkie wzruszające rzeczy które doprowadzają Was do płaczu.- westchnęłam.
- To idziesz na to, czy nie?- zniecierpliwiła się Avalon stojąc przy nim z rękami na biodrach.
- Jasne.- wyszczerzył zęby.
- W takim razie oglądamy 'Paranormal Activity 4', co wy na to?- nie, tylko nie to. Nienawidzę takich filmów!
- A co powiesz na maraton sagi 'Zmierzchu'?- poruszyłam brwiami, próbowałam przynajmniej.
- Z Lautnerem? Idę na to!- pisnęła radośnie na co Matt jęknął.
- Serio? Wampiry?
- Co ci się nie podoba w wampirach?- naskoczyła na niego. Chyba na serio spodobała jej się propozycja 'Zmierzchu'.
- Dobra, wyluuuzuj.- rzucił żartobliwie.
- Przynajmniej się ponabijam.- dodał ciszej.
- W którym pokoju jest najciemniej?- zapytałam zwracając się do Szatynki.
- W moim.- odpowiedział mi Matt. 
- Po co ci ciemność?- dociekiwała Avalon.
- Nastrój.- wyszczerzyłam się. 
- To wy idźcie przygotować jakieś przekąski, a ja idę znaleźć filmy, pozasłaniać okna itp.- powiedziała i tyle ją widziałam. Matt wzruszył ramionami i powędrował do kuchni. Poszłam za nim, trochę skrępowana.
- To co robimy?- zapytał szperając w czerwonych szafkach. Wyjmował poszczególne smakołyki. Spojrzałam na niego z politowaniem.
- Ty się w ogóle nie znasz na kuchni.- stwierdziłam patrząc na słone paluszki, które szykował. Wsadzał je jakiegoś ciasta.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.- burknął ledwie słyszalnie, ale żartobliwie.
- Czyżby?
- Udowodnić?- odwrócił się z szerokim uśmiechem i oparł o blat. Skrzyżowałam ręce na piersi i wzruszyłam ramionami. Usiadłam przy okrągłym stoliku i zaczęłam wpatrywać się w chłopaka. Z lekkim uśmiechem powyjmował kolejne rzeczy. Na sporej wielkości tacę włożył kilka opakowań żelek, 2 paczki chipsów, ciastka, cukierki, to swoje ciasto z paluszkami i odłożył na stół.
- A teraz patrz na mistrza.- rzucił wyjmując składniki potrzebne do ciasta naleśnikowego.
    Zmiksował wszystko dokładnie, nastawił piekarnik i wyjął foremki na.. babeczki!
- Chyba sobie żartujesz.- mruknęłam. 
- Trochę optymizmu!- tak seksownie poruszył biodrami, myślałam, że zaraz zacznę się ślinić albo inne podobne rzeczy. Jednak uratowała mnie nieszczęsna wizja babeczek, które na pewno mu nie wyjdą. Wstałam i wyrwałam mu ciasto, które zamierzał nalać do foremek. Dodałam więcej mąki, proszku do pieczenia. Od razu zrobiło się lepsze. 
- Nathalie...- dobiegł do mnie głos Matt'a. Odwróciłam głowę w prawą stronę i dostałam mąką po twarzy!  Chciałam go udusić!
- Padło Ci na mózg?!
- Nie wiesz co to zabawa?- odgryzł się ponownie opierając o blat.
- Pokażę Ci zabawę.- rzuciłam cicho i wzięłam dwa jajka z pudełka. Zanim zdążył się zorientować, rozbiłam mu je na głowie.
- A to było nie fair!- krzyknął 'strząsając' tą papkę. 
- Sam zacząłeś. 
- Ale mąką!- zaśmiałam się.
- Nie przeżywaj. Kto by pomyślał, że taki Matt nie potrafi się bawić.
- Ja nie potrafię?- powiedział kpiącym tonem.
- Nie. Święta wróżka z Nibylandii. Chyba tylko Ty tu jesteś.- zażartowałam. 
- Rewanż.- uśmiechnął się szeroko. Nie wiedziałam co zamierza. Zjechał ręką po blacie, chwycił karton mleka i wylał mi na głowę. Gdybym nie próbowała zrobić uniku, pewnie miałabym mniej mokre włosy. Wiedziałam, że nie puszczę mu tego płazem. Dlatego chwyciłam za bitą śmietanę. Matt uciekał po kuchni, ja za nim z pryskającą bombą w sprayu. Miała być do przystrojenia babeczek, trudno.
- Ale z ciebie ciacho z kremem!- rzuciłam patrząc na niego. Prawie cały był w bitej śmietanie. Uświadomiłam sobie, że ten tekst był zupełnie do mnie niepodobny. Chłopak mimo to uśmiechnął się. 
- A co tu się dzieje?- w łuku kuchennym stanęła Matka Matta. Chciałam zapaść się pod ziemię. 
- Dzień dobry.- pomachałam jej mimo wszystko. Jednak nie chciałam mieć kłopotów. Spojrzeliśmy po sobie z Matt'em.
- To on zaczął!
- To ona zaczęła!- krzyknęliśmy w tym samym czasie wskazując na siebie palcami. Jak dzieci. Theresa zamiast wywołać furię, wpadła w napad śmiechu.
- Jasne. I tak o b o j e to posprzątacie.- machnęła ręką.
- Wpadłam tylko na chwilę. Zabiorę Jaremie' go do cioci. Dawno się nie widziałyśmy. Może zostaniemy na kilka dni.- powiedziała radośnie i zniknęła za ścianą.
- 'To ona zaczęła'!- zaczęłam przedrzeźniać chłopaka.
- Kiedyś to dokończymy. 
- To obietnica czy groźba?- zapytałam wyszczerzając zęby.
- Oba.- starał się powiedzieć poważnie. Bez słowa zaczęliśmy sprzątać. W miłej ciszy układaliśmy pozostałości z produktów. Większość i tak wyrzuciliśmy. Po kilku minutach wszystko było w 'idealnym' stanie. Akurat z góry zeszła Avalon z Theresą i Jaremie' im. 
- Oni zawsze coś odwalą.- stwierdziła rozbawiona naszym wyglądem. 


- Dobrze. To my jedziemy. Proszę, nie rozwalcie domu pod moją nieobecność.- 'przestrzegła' Theresa, pożegnała się przyjaźnie i razem z bratem bliźniaków wyszła z domu. Okazało się, że wyjeżdża na tydzień, chociaż niedaleko. 

- Tydzień bez mojego przyszłego męża..- stwierdziłam udając smutną.
- Chyba śnisz. Przykro mi, możecie być co najwyżej przyjaciółmi.- Avalon powiedziała tonem jaki zawsze używała Mama, zanim zaczęła harować jak wół. 
- Tak? Jeszcze zobaczymy.- skrzyżowałam ręce na piersi i uniosłam dumnie głowę. Jak na komendę zaczęłyśmy się śmiać.
   W tym samym czasie po schodach zszedł Matt. Ja musiałam czekać, zanim pan najważniejszy wykąpie się po bitwie na jedzenie. Zszedł bez koszulki. Hamowałam się, żeby nie przygryźć dolnej wargi. To był jakiś Adonis! Nagle coś mi się przypomniało.
- O matko! Piekarnik!- wrzasnęłam i zerwałam się z kremowej kanapy pędząc do kuchni. Chwyciłam jakąś rękawicę i otworzyłam piec. Przekręciłam kółkiem. Zdążyłam chyba w ostatniej chwili. Cała kuchnia zaniosła się dymem. Wyszłam stamtąd kaszląc. 
- Przecież to mogło się zapalić!- Avalon zaczęła przeżywać. - Nic Ci nie jest?
- Spokojnie. Wszystko w porządku. Po prostu trzeba otworzyć okna i poczekać chwilę. Nie panikuj na zapas. - położyłam jej dłoń na ramieniu. 
- Zamówisz pizzę? Z naszych babeczek nic nie zostało.- zwróciłam się do Matt'a. Pokiwał twierdząco głową i zniknął w innym pomieszczeniu. 
- Idę się umyć.- oznajmiłam patrząc na Avalon. Nadal miałam na sobie mąkę, śmietanę i mleko. 
- OK. Naszykowałam Ci ubrania.- uśmiechnęła się. - Łazienka jest na górze. Na końcu korytarza.


    Wparowałam pod prysznic chcąc jak najszybciej zmyć z siebie pozostałości bo 'pieczeniu babeczek'.

''Od razu lepiej''- przeszło mi przez myśl, kiedy tylko wyszłam z kabiny. Przetarłam się ręcznikiem i wzięłam naszykowane przez Avalon ubrania. 
- No ja ją zabiję.- stwierdziłam oglądając piżamkę w misie, w dodatku w cudownym różowym kolorku. Nie miałam innego wyjścia. Włożyłam nową bieliznę, piżamę i przejrzałam się w całkiem dużym lustrze. Uśmiechnęłam się do krzywo do własnego odbicia i wyszłam z łazienki. Szybko znalazłam się na dole. Avalon z Matt'em zaciekle o czymś dyskutowali. Kiedy mnie zobaczyli Avalon ledwo hamowała śmiech.
- Uroczo.- skomentował Brunet. 
- Ta. Cudownie.- powiedziałam ironicznie.
- To taki rewanż za pobudkę.- oznajmiła przyjaciółka. Jęknęłam, a ktoś zaczął dobijać się do drzwi.
- A teraz grzecznie pójdziesz otworzyć.- wyszczerzyła zęby.
- Ooo, na pewno nie.- zaoponowałam szybko.
- Przecież to tylko dostawca pizzy. 
- A może to będzie Robert Pattinson?- zażartowałam pytającym tonem.
- To powie, że wyglądasz 'uroczooooo'- uśmiechnęła się.
- OK. Idę - machnęłam na nią ręką. Leniwie ruszyłam do drewnianych drzwi. Osobnik za nimi cały czas pukał i dzwonił. Otworzyłam i przeżyłam szok, łagodnie mówiąc!
- Tade?!

                                                           ***

Witam, witam.
Spodziewaliście się Tade'a?
Mam nadzieję, że pod rozdziałem znajdą się komentarze, ponieważ nie wiem czy ktoś czyta opowiadanie, czy też nie.
Rozdział z dedykacją. Dla Igi i Michasi, bez których nie pisałabym dalej.
Hm.. To chyba tyle. Jutro do szkoły, no cóż. Po tygodniowym odpoczywaniu.
OK. Do następnego! 

sobota, 16 marca 2013

Liebster Award.! 2

No siema. ;d
Po raz drugi zostałam nominowana do Liebster Awards, tym razem przez blog http://ichisui.blogspot.de.

No i w sumie to się cieszę, ale tak samo jak przedtem, ja nie 

będę bawić się w nominację, tylko odpowiem na pytania. :) 

Jeżeli ktoś ma mi to za złe, to przepraszam, ale

 najzwyczajniej nie mam do tego głowy.





Pytania i odpowiedzi.:


1.  Czym się interesujesz?

- Głównie pisaniem, rysowaniem. Sporo czytam.
2. Masz zaufanie do ludzi? 

- To jest trudna kwestia. Potrzebuję czasu, żeby w pełni zaufać ludziom. Przy nowo poznanych osobach trzymam dystans.

3. Co było inspiracją do założenia bloga?

- Inspiracji jako takiej nie było. Piszę  już od jakiegoś czasu, pokazuję to przyjaciółce, której się podobają opowiadania. I pomyślałam, że warto spróbować to opublikować. Więc można powiedzieć, że moją inspiracją jest przyjaciółka. <3

4. Lubisz pisać rozdziały regularnie? Nie sprawia ci to trudności?

- Bardzo lubię pisać kolejne rozdziały. Wiadomo, że niekiedy brakuje weny, i to mi się zdarzyło nie raz, nie dwa, ale dużo myślę o nowych przygodach moich bohaterów, a później przelewam to do komputera.

5. Osoby wchodzące na twojego bloga doceniają twoją twórczość?

- O prowadzeniu bloga przez moją osobę wie kilka osób ze szkoły, najbliższych. Im się podoba, i mam nadzieję, że tak zostanie. Sądząc po miłych komentarzach, myślę, że nie jest źle.

6. Przejmujesz się zdaniem innych?

- Jak każda nastolatka. Zależy mi na zdaniu innych, ale nie aż tak bardzo, żebym płakała po nocach. :)

7. Jesteś pesymistką czy optymistką?

- Określiłabym siebie mianem realistki. Niekiedy przychodzą dni, w których widzę wszystko w czarnych barwach, nie raz przez różowe okulary, ale głównie patrzę na świat oczami rzeczywistości.

8. Jesteś typem samotnika?

- Chyba tak.

9. Twój ulubiony rodzaj muzyki?

- Kiedyś pop, teraz rap.

10. Wiesz co to manga i anime? Jeśli tak podaj ulubioną.

- Takie określenia często obijają mi się o uszy przy przyjaciółce ( Pozdro, Michasiu! ;d) i wiem o co chodzi z mangą i anime. Moja ulubiona? Widziałam kilka fragmentów 'Vampire Knight' i spodobało mi się.

11. Za ile zamierzasz zakończyć bloga? 

- Nie mam pojęcia za ile chcę zakończyć. Póki co zamierzam pisać i wrzucać notki, może nie codziennie, ale myślę, że osoby, które to czytają, wytrzymają ten odstęp czasu. :)

_____________________________________________

Teraz taka mała wiadomość. ;)
Jutro wstawię kolejny rozdział, więc jeżeli ktoś (Michasiuu) się nie cierpliwi, to przepraszam. ;**
                                                                        - Natalia. <3 ;* ;d

poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 7.


- NATHALIE!!!
Natychmiast poderwałam się z łóżka i  zaczęłam nerwowo się rozglądać. Przed sobą ujrzałam trójkę debili wijących się ze śmiechu na mój widok. Powoli zaczęłam ogarniać sytuację. 
- Czy wyście powariowali?! Ja tutaj na zawał przejdę niedługo.- żartobliwie złapałam się za 'serce'.  
- Bo miałaś z nami dzisiaj wyjść na miasto, a jest już 12...- braciszek zrobił minę zbitego psiaka. 
- A... No to tylko się ubiorę i coś zjem. Teraz wynocha z pokoju.- warknęłam i wskazałam im drzwi. W podskokach opuścili mój pokój. Szybko wyjęłam z szafy pierwsze, lepsze ubrania w postaci jeansowych spodenek z flagą USA, białej bokserki i czerwonych trampek.

W toalecie zapudrowałam widoczne siniaki na twarzy, musnęłam usta kremową szminką i pomalowałam oczy tuszem do rzęs. Z włosów zrobiłam ciasnego koka i skierowałam się do kuchni. Chłopcy przygotowali mi śniadanie. Miło. 
- Dziękuję.- powiedziałam dopijając ostatni łyk herbaty.
- A teraz wychodzimy- pogonił nas Dylan. Przewróciłam oczami i razem z chłopcami wyszliśmy z domu. W ostatniej chwili wróciłam się po telefon. 
- Ty już nie możesz bez tego żyć?- Allan załamał ręce kiedy wróciłam do nich machając komórką. Uśmiechnęłam się promiennie i pokiwałam przecząco głową.


Najpierw chodziliśmy po mieście zwyczajnie spacerując. Chłopaki co chwilę tłumaczyli mi jakie historie wiążą ich z tymi miejscami. 

- Tak, przez ten rok, odkąd tu jestem, dużo się wydarzyło.- podsumował brat uśmiechając się szeroko. Przyjrzałam się mu dokładnie. Jest zupełnie inny, niż pamiętam. Zielone oczy zdawały się szczęśliwsze, usta lekko różowe, jakby pomalowane balsamem. Włosy ułożone w ładny nieład, ciemnobrązowe. Stał się poważniejszy i przystojniejszy. I jeszcze bardziej kochany. 
- To co,  teraz może pokażemy Ci jedno z najlepszych atrakcji Los Angeles?- zagadnął Logan.
- to znaczy?
- Rodeo Drive!
- I ty się jeszcze pytasz.- wyszczerzyłam zęby nie mogąc ukrywać entuzjazmu. Rodeo Drive- ulica z najlepszymi butikami, sklepami, hotelami... Świetnie. 
- No to wracamy po nasz samochodzik  i jedziemy.- zarządził Allan.
Po kilkunastu minutach siedzieliśmy w vanie chłopaków. Nie mogłam doczekać się upragnionego miejsca. Po najwyżej półgodzinnej jeździe byliśmy na miejscu. Nie mogłam nacieszyć oczu. Wszędzie pełno ludzi, przeróżnych sklepów takich jak BVLGARI czy Dior Homme i hoteli cieszących się pięcioma gwiazdkami. Idealne życie gwiazdek z Miami. 
- A teraz tam!- wrzasnęłam pędząc do następnego sklepu. Kupowałam pełno ubrań i rzeczy zupełnie niepotrzebnych, ale jednak całkiem tanich i ładnych. Może nie aż tak tanich.
Ciągnęłam chłopaków z jednego sklepu do drugiego, zwiedzaliśmy butiki i hotele. Wszystko wyglądało na serio super!
- Kobieto, jesteśmy wykończeni.- zaapelował Allan ruszając do samochodu obładowany moimi torbami.
- Przeżyjesz.- szturchnęłam go lekko i wręczyłam następną paczkę z nową zawieszką na telefon. Taki drobiazg, a cieszył.
- Jedziemy na pizze i do domu?- zapytał Logan. Pokiwałam szybko głową i zaczęłam bawić się telefonem. Przyszła wiadomość od Chad'a.
Jak leci?
Odpisałam szybko.
Świetnie. wracam wlasnie z Rodeo Drive. LA coraz bardziej mi sie podoba!
a co u ciebie?
Nie musiałam długo czekać.
ciesze sie, ze spodobalo ci sie nasze miasto. a u mnie nudy. jade z rodzina na jakis uroczysty obiad do znajomych. udreka.


Heh, wspolczuje.



nie watpie. ;D OK. musze spadac, pa ;*



No pa pa ;*

Uśmiechnęłam się pod nosem i radosnym krokiem weszłam do pizzeri. Od razu zauważyłam Avalon i Matt'a przy jednym ze stolików. Siedzieli razem z tymi 'pięknościami' z paczki dziewczyny.  Czemu nie dziwi mnie to, że Olivia uczepiła się Matt'a? Niech ją szlag. Mimo wszystko pomachałam im i razem z chłopcami zajęliśmy stolik. Co jakiś czas zerkałam na sąsiedni stolik.  Byłam ciekawa.. Aż za bardzo, nawet jak na mnie. 
- Halo! Ziemia do Nath!
Otrząsnęłam się, brat machał mi ręką przed twarzą.
- Coś się stało?- zapytałam trochę niemiłym tonem.
- Nie, ale wyglądałaś jakbyś miała kogoś zabić.- zażartował. 
- Bardzo śmiesze.- mruknęłam.- Jaką pizzę bierzemy?- zwróciłam się do nich. Chłopcy spojrzeli po sobie.
- z serem!- krzyknęli, a ja parsknęłam śmiechem. Z serem! Pozazdrościć gluczołów smakowych.
- a oprócz sera?- zapytałam opanowując śmiech.
- kurczak!- również krzyknęli, zwracając uwagę pozostałych w pizzeri. Nawet stoliku przy którym siedziały bliźniaki.
- Okej, okej.- uniosłam ręce w geście poddania.- Widzę, że nawet nie ma po co protestować.
- Otóż to, skarbie.- Logan siedzący obok mnie szturchnął mnie lekko w ramię, kładąc nacisk na słowo 'skarbie'. Tak samo jak ja poprzedniego dnia przy śniadaniu. Wytknęłam mu język. 
- Idę zamówić.- powiedział Allan, wstał od stolika i powolnie ruszył do ''baru''.
- Zapoznałaś się już z tą całą paczką Avalon?- zagadnął Dylan.
- Powiedzmy. - uśmiechnęłam się.
- Uważaj tylko na Olivię i Vanessę, jakoś tak. Sami się na nich przejechaliśmy. Lepiej z nimi nie zadzierać.- uprzedził mnie. 
- Wyglądam na kogoś, kto oparłby się pokusie dopieczenia takim dwóm jędzą, jak one?- Chłopcy zaśmiali się.
- Wręcz przeciwnie.- uniósł kąciki ust. Ze stolika parę metrów od nas rozległy się hałaśliwe śmiechy. Dyskretnie spojrzałąm w tamtą stronę. Matt rozmawiał z Olivią, która i tak była w centrum uwagi. Po chwili spojrzała na mnie i uśmiechnęła się kpiąco. Wiedziałam, że coś nie gra. W tym momencie wrócił Allan.
- Zaraz będzie.
- Idę po coś do picia. - oznajmiłam i sama poszłam coś zamówić. 
- Ja też.- usłyszałam głos Logana. Dogonił mnie.
- Co podać?- zawróciła się do nas wysoka, Ruda kobieta o piwnych oczach. Jej urodę dopełniały wielkie usta i słodkie piegi wokół małego nosa.
- Co bierzemy?- Szatyn zwrócił się do mnie. Zamyśliłam się przez chwilę. Za nami przyszła Olivia z Matt'em. Zdenerwowałam się samym ich widokiem. Jego widokiem, z nią. Chociaż go nie znałam, pociągał mnie. Po prostu.Podeszli do nas.
- Przepuśćmy Olivię. Niech dziewczyna nie czeka.- powiedziałam głośno i z lekkim uśmiechem na ustach. Logan zdziwił się moim zachowaniem, ale nic nie powiedział, tylko przepuścił dziewczynę.
- Miło, że już nauczyłaś się, kto tutaj jest najważniejszy.- odgarnęła włosy i złożyła zamówienie. Matt się nie odzywał. 
- Co Ty kombinujesz?- Logan szepnął mi na ucho. Uśmiechnęłam się szyderczo. Po chwili Olivia dostała swoje zamówienie i odwróciła się ku mnie szczerząc zęby. Miałam złośliwy plan. Krótki, prosty i złośliwy. Zupełnie w jej stylu. Nie zdążyła zrobić drugiego kroku, a ja niezauważalnie wysunęłam stopę w przód. Laska nawet nie zauważyła! Szła dalej, może z kolejne dwa kroki i wyrżnęła długą. Nie dosyć, że sama upadła, to jeszcze wylała na siebie napoje! Cały lokal zaczął się śmiać. Ja również, ale nie aż tak bardzo. Szczęście, że szklanki były z grubego szkła i nie potłukły się. 
- Teraz też jest miło?- powiedziałam gdy tylko zdążyła się podnieść ( z pomocą Matt'a). 
- Co  za krowa.- wycedziła.
- Gdzie?- udałam zaciekawioną i zaczęłam rozglądać się po lokalu. Olivia prychnęła i szybkim krokiem wróciła do swojego towarzystwa. Ja natomiast zwróciłam się do kelnerki. 
- Poprosimy 4 razy coca-colę z lodówki.- kobieta uśmiechnęła się, wyjęła butelki i szybko nalała je do grubych, dużych szklanek. 
- Rachunek będzie później.- oznajmiła.
- w porządku.- wzięłam dwie szklanki, resztę Logan. Spokojnie wróciłam do Dylan'a i Allan'a.
- To było mocne.- stwierdził Szatyn.
- Nooo...- potwierdził Dylan.
- Nie takie rzeczy wyprawiała.- zażartował brat.- Ale trzeba przyznać, że nieźle.- dodał. Posłałam im uśmiech i upiłam swój napój. Po jakichś kilka minutach mój telefon zaczął wibrować. Wyjęłam urządzenie z kieszonki spodenek. 
' Tade <3' 
Dzwoni i dzwoni. Chciałam tego posłuchać. Tak po prostu. Posłuchać tych kłamstw.
Nie odzywając się ani słowem wyszłam z pizzeri. 
Odbierz.
- Tak?- mówiłam obojętnie.
- Odebrałaś!- po drugiej stronie rozległ się radosny głos Tade'a.
- Jak widać. 
- Gdzie ty jesteś? Byłem u was i Megan powiedziała, że wyjechałaś.
- Zgadza się, wyjechałam.- potwierdziłam spokojnie. 
- Gdzie?
- Z dala od was.- powiedziałam już innym głosem.
- Proszę, musimy porozmawiać! Powiedz mi gdzie jesteś. Przyjadę.- mówił jak najęty.
- Nie!- zaoponowałam szybko.
- Tak! Musimy porozmawiać. I to szybko. Proszę, nie rozłączaj się. Chcę rozkoszować się Twoim głosem.
- Nie mam zamiaru się rozłączać, i nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. Przykro mi.
- Znajdę Cię . Chcę ci wszystko wyjaśnić. Już wiem! A, no i jeszcze coś...- ciągnął.
- Konkretnie?
- Kocham Cię.- powiedział pewnie i rozłączył się. Siedziałam na kamiennych schodach budynku. Ręce trzęsły mi się ze zdenerwowania. Ta rozmowa wiele mnie kosztowała, wbrew pozorom. Trzęsące ręce to jedyna oznaka, dzięki której można odczytać narastające emocje we mnie. I tylko Allan o tym wie. 
Ale.. To było dziwne. O czym on chce jeszcze rozmawiać?! Kocha mnie? Dobre sobie. Schowałam telefon do kieszeni, otrzepałam spodenki i chciałam wrócić do środka, ale kompletnie mnie zatkało. Za mną stał Matt. I to sam!
- Ile tu jesteś?- zapytałam.
- Wyszedłem zaraz za Tobą. Z kim rozmawiałaś?
- Z siostrą.- odpowiedziałam natychmiastowo.
- Z siostrą?
- Nie mamy dobrych relacji.- przyglądał mi się przez chwilę.
- Po co wyszedłeś?- zmieniłam temat.
- Olivia nie daje mi odetchnąć.- przeczesał włosy palcami.
- W dodatku Avalon kazała mi zaprosić Cię dzisiaj do nas.- uśmiechnął się. Ten uśmiech był po prostu rozbrajający!
- Mieszkasz już z mamą?
- Tak. Wczoraj się wprowadziłem. Miałem dosyć Diany... A ojciec w życiu nie dałby mi grosza na wyprowadzkę. 
- Rozumiem. 
- Więc jak? Przyjdziesz?
- Nie mogę.- powiedziałam instynktownie.
- Bo?
- Boo.. Bo ja.. Mhm.. Muszę.. Muszę...- zaczęłam się jąkać.- Muszę wyprowadzić... Lolę.- wymyśliłam pierwszy lepsze kłamstwo.
- Lolę?
- Mojego chomika.- chciałam się palnąć patelnią po ryju. Chomika?! Brak słów...
- chomika?- zdziwił się. - Zabierz go do nas.
- Lola nie lubi ludzi.- powiedziałam szybko, wyminęłam go i wróciłam do lokalu. Chłopcy już zajadali tę swoją pizzę z serem i kurczakiem. Zajęłam swoje miejsce, skłamałam, że odbierałam telefon od przyjaciółki i zaczęłam jeść. Jednak cały apetyt mi przeszedł i dopiłam tylko swoją colę. Allan zostawił pieniądze z dużym napiwkiem na stole. Zebraliśmy się i z uśmiechami opuściliśmy budynek. Nie patrzyłam w stronę stolika gdzie siedziały bliźniaki. Byłam pewna, że Matt powiedział Avalon o tym moim nieszczęsnym chomiku!

                                                    ***

Czołem.
Fajnie było wejść na bloga i zobaczyć te 3 bardzo miłe komentarze. Nawet nie wyobrażałam sobie, że są aż tak motywujące do pisania. Naprawdę.
Powitałam chorobę z otwartymi rękami, hura! Jestem uziemiona do czwartku, a jutro fizyka i podobno ta ważna lekcja, oops.
Co to rozdziału... Podoba się? Liczę na opinię, ponieważ na serio sprawiają przyjemność. Wchodzisz sobie na bloga i O! Masz komentarze, które Cię doceniają.
Nie wiem kiedy dodam następny. Jakoś niedługo. Rozpisałam się, więc kończę i idę oglądać serial.
Do następnego!

wtorek, 5 marca 2013

Rozdział 6.


Gdy wstałam od razu sięgnęłam po telefon. Miałam kilka wiadomości, a wszystkie od Tade' a. Westchnęłam smutno i otworzyłam jedną.
Nath
Prosze spotkaj sie ze mna... musimy porozmawiac, naprawde musimy... odezwij sie...
Wszystkie były tej samej treści. Pousuwałam je i gramolnie dowlokłam się do szafy. Wyjęłam jeansy i zwykłą koszulkę na ramiączkach, po czym szybko je wciagnęłam na siebie. Popędziłam jeszcze do toalety. Włosy powywijane we wszystkie strony, warga wyglądała koszmarnie,  w dodatku kilka sińców na poliku i pod okiem.
- Dramat.- jęknęłam i zaczęłam zatuszowywać ślady. Udało mi się całkiem efektownie, tylko jedyny strup na wardze pozostał nietknięty. Posmarowałam go lekko balsamem. Jako, że brzuch domagał się jedzenia poszłam do kuchni. Zastałam tam resztę domowników.
- Chciałabyś zwiedzić Los Angeles?- promiennie zapytał Dylan.
- Siema, i dzięki, ale chodzę swoimi ścieżkami. Może jutro.- uśmiechnęłam się ponuro. 
- W porządku. - powiedzieli równocześnie. 
- Nic ci nie jest po wczorajszym?- Brat spytał troskliwym głosem.
- Nie, nic mi nie jest. - zapewniłam porywając kanapkę ze stosu leżącego po środku stołu.
- Czyli zamierzasz sama poznać miasto?- zagadnął Logan po chwili jedzenia w milczeniu.
- Przecież powiedziałam, że może jutro z Wami gdzieś wyjdę na rozpoznanie terenu. Dzisiaj idę sama.- zaoponowałam. 
- No dobrze, dobrze. 
Podziękowałam za 'posiłek' i wróciłam do pokoju. Poserfowałam w sieci i zaczęłam zbierać się na obchód kilku uliczek. Założyłam jasne shorty, białą bluzkę z nadrukiem i szare tenisówki. 

Przeczesałam szybko włosy, zabrałam ulubioną, workowatą torbę i chciałam wychodzić.
- Za ile będziesz?- zatrzymał mnie brat.
- Nie wiem, naprawdę. A o której chcesz, żebym była?
- 20?
- No to możesz być pewien, że wrócę wcześniej.- cmoknął mnie w policzek i otworzył drzwi. Posłałam mu lekki uśmiech i rozkoszując się letnim wiatrem szłam przemierzając kolejne uliczki.

                                       *


- Nathalie!- ktoś zawołał moje imię kiedy oglądałam następne 'wielkie' wyprzedaże w drogim sklepie. Pomyślałam, że skoro kręci się tu tyle ludzi, to osoba ta może wołać każdego, ale mimo wszystko odwróciłam się wypatrując wołacza. Od razu ujrzałam prawie białą czuprynę Blondaska z parku.

 - Gonię cię już pół godziny.- udał bardzo zmęczonego.- hej, co u ciebie?
- Wszystko gra, masz jakiś specjalny powód, żeby za mną gonić?- odpowiedziałam łagodnie.
- Pomyślałem, że może przyda ci się towarzystwo w nowym mieście.- uśmiechnął się, co odwzajemniłam.
- W takim razie chętnie skorzystam.- przy jego entuzjazmie nie można było mówić o odmowie. 
- Świetnie! Znam najlepsze lodziarnie w LA.- wyszczerzył zęby. Zaśmiałam się.
- No to na co czekamy?
- Chodźmy.- powiedział szybko i ruszył w przeciwnym kierunku do mojego domu. Poszłam za nim.
Chad miał rację. Znał najlepsze butki z lodami. Braliśmy po kilka smaków z posypkami, polewami, owocami i najwymyślniejszymi rzeczami, oczywiście jadalnymi. 
- Padam!- krzyknęłam załamując ręce. Chad zaśmiał się.
- Ja również. Może teraz pójdziemy do kina?
- Dobra, tylko nie na ż a d n e horrory, jasne?
- Tak jest.- zasalutował zwracając uwagę niektórych dziewczyn. Zaczęłam się śmiać z jego energii. 
Po dosyć długiej drodze zaczęłam się przed nim otwierać, pierwszy raz od jakiegoś dłuższego czasu rozmawiałam z kimś tak otwarcie.
- Co Cię skłoniło do przyjazdu tutaj?- zadał kolejne pytanie.
- Wybacz, Chad, ale powiem Ci kiedy indziej...- ciągnęłam.
- Nie ma sprawy. Powiesz, jak uznasz To za odpowiedni moment. To na co idziemy?
- Hm. O! Grają 'Trzy metry nad niebem'. Możemy na to iść?- błagalnie potrząsałam jego ramieniem wpatrując się w plakat filmu w wielkim kinie.
- Och, no OK. To idę po popcorn, a ty kup bilety.- podał mi pieniądze i zanim się obejrzałam znikł w tłumie. Miło, że się zgodził, w dodatku dał też kasę, no ale to było za dużo. Wyciągnęłam swoje pieniądze, kupiłam bilety i czekałam przed nim przy sali z numerem 3. Ujrzałam chłopaka niosącego dwa, ogromne kubki popcornu, duże natchosy i MEGA pepsi. Miał to wszystko na tacce, ale i tak ledwo szedł.
- Człowieku, nas jest dwoje, a ty wykupiłeś całe kino.- rzuciłam biorąc garść popcornu. Chad z uśmiechem wzruszył ramionami. 


- Jak komuś chociażby piśniesz, że byłam na komedii romantycznej to uduszę.- 'zagroziłam' mu palcem. 

- Spokojnie Pani sierżant. Jesteś bezpieczna.
- Och, skończ już z tymi wojskowymi odzywkami.- powiedziałam żartobliwie wywalając kubełki po jedzeniu do sporego kosza. Wyszliśmy z kina jak na niebie zaczęło szarzeć. Wyjęłam telefon i sprawdziłam godzinę.- 19
- Kurczę, muszę iść.Obiecałam bratu, że będę przed 20.- powiedziałam szybko.
-OK. Odprowadzę Cię.- pokiwałam twierdząco głową.
- Wiesz gdzie mieszka Avalon?- kiwnął głową.
- No to ja  mieszkam obok.- wyszczerzyłam zęby.
-O, proszę. To będę mógł Cię porywać bo mieszkam na sąsiedniej ulicy.- uśmiechnął się po raz setny dzisiejszego dnia. Reszta drogi była pełna zdjęć, wygłupów i przede wszystkim śmiechu. Nie mogłam przy nim zgrywać 'ostrej' i niemiłej Nathalie z Chicago.. Mogłam być po prostu sobą.
- No to do zobaczenia.- powiedziałam z zadowoleniem, czując że zdobyłam nowego przyjaciela.
- Do zobaczenia.- podał mi karteczkę ze swoim numerem, pomachał i odszedł wolnym krokiem. Uśmiechnęłam się do pustej ulicy i weszłam do domu.
- Jak było?!- krzyknął Allan, głos dobiegał z kuchni.
- Bardzo fajnie, braciszku! Chyba znalazłam przyjaciela.- powiedziałam nieśmiało, wchodząc do pomieszczenia.
- To znakomicie. Jak się nazywa?
- Chad Taylor.
- Ooo, to ten koleś, który ma białe włosy?- zaśmiałam się.
- Prawie białe, ale tak.
- To dobrze. On koleguje się z tą jędzą obok, ale jest dużo rozsądniejszy.
- Rozumiem, mamusiu, nie musisz mnie pouczać.- powiedziałam głosem małego dziecka.
- Ty też jesteś rozsądny, ale na litość boską, rozerwij się trochę.- przytuliłam go od tyłu. Czułam jak się uśmiecha.
- Idę do siebie.- rzuciłam i ruszyłam do pokoju. Popisałam z Chad'em i Avalon. Dziewczyna coraz lepiej dogadywała się z Matt'em, i dobrze, że łapią kontakt. w końcu nie widzieli się 19 lat, więc musi to być niełatwe.
Sprawdziłam maile, odpisałam 'koleżankom' z dawnego gangu z Chicago i pogrążyłam się w beztroskiej krainie snów.

                                     ***

Cześć, cześć.
Może i nie było  żadnych komentarzy, ale dodałam kolejną notkę. Póki co akcja opowiadania ciągnie się leniwie, ale później wdrążą się ciekawsze zdarzenia.
Bardzo się cieszę, że blog odwiedziło już 105 osób. Oby tak dalej!
Do następnego w takim razie.